Wywołanie Ducha

Wywołanie Ducha
W zaciemnionym pokoju kilkoro ludzi trzymając się za ręce przy okrągłym stole próbuje wywołać ducha. Nagle z ciała jednego z uczestników wyłania się szaro-biała, galaretowata ciecz przybierająca kształty ludzkie. W pokoju powoli zaczyna odczuwać się niepokojący chłód, a na twarzach uczestników dostrzegamy niepokój i lęk. Gasną wszystkie świece, a promienie księżyca padające przez okno stają się jedynym źródłem światła w pokoju. Napięcie i uczucie niepokoju wśród zgromadzonych nieustannie wzrasta....

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Rozdział : 3

                       Rozdział 3: W poszukiwaniu Getty
Płyneliśmy całą noc, wszyscy rano obudziliśmy się zdrowi i wypoczęci.Na śniadanie każdy jadł, co chciał.Akurat ja zjadłam pączka i wypiłam sok.Zdążylam zauważyć jak Nerbhan pożera ostatni kęs bułki z szynką.Przeszłam się po statku, aby sie rozejrzeć. W oddali nie było widać nic, prócz wody. Getta już dawno powinna ni m się ukazać, ale może jeszcze nie jesteśmy wystarczająco blisko.-Doktorze.- Zaczełam mówić.-Nie widać jeszcze Getty, wydaje mi się że coś jest nie tak.-Dokończyłam..-Moje dziecko, mnie też się tak wydaje,bo według mojej najlepszej mapy Getta jest tuż za nami.-Odparł doktor.Po chwili oczekiwania do naszego statku zaczęły sie zbliżać inne, obce statki o fladze czerwonej z wzorem litery ,,D'' I obok litery ,,S'' . -To statki Keccolite, z litery ,,DS'' oznaczają Dostać i Stracić.-Opowiadała Stace.-Dlatego tak napisano, bo kiedyś Keccolite miała wymarzonego męża, którego wywalczyła z innymi dwoma kobietami.Była najszcześliwsza, ale tak chorobliwie zazdrosna,że straciła go. Odszedł od niej i już nigdy później go nie widziała.Teraz tłumaczy sobie że jak Dostanie coś od życia, to nie pozwoli tego Stracić.Tylko te dwie litery są dla nie jnajważniejsze.-Skończyła opowiadać Stace.- To było naprawde ciekawe Stace , s kąd ty wiesz takie rze....-Nic więcej Nerbhan nie powiedział, bo w statek uderzyła kula.Ku naszemu zdziwieniu nie wystrzelił jej statek Keccolite, lecz statek nadpływający z drugiej strony. Miał niebieską flage z literami ,,W'' ,,K''. Wszyscy zwrócili głowy na Stace. - Co jest?.-Zapytała speszona.-Jaka jest opowieść o ty statku?.=Odpowiedziałam pytaniem.- Nie znam opowieści o tym statku, co jest dla mnie też zdziwieniem.-Rzuciła.Staliśmy i nagle statek Keccolite ruszył na statek ,,WK''.Toczyła się zaciekła walka,i po chwili zrozumiałam kto jest kapitanem.-Kapitanem jest Sedney, były mąż Keccolite!-Krzykłam.-na ma racje, trzeba ich pogodzić, teraz wiem że litery,,WK'' znaczą Wciąż Kocham.Oni nie wiedzą z kim walczą.-Oznajmiła Stace.Wilkołak rzucił się na jeden statek a potem z kimś na rękach na drugi statek. Na koniec wrócił z obojgiem ludziów na nasz statek.-Keccolite, t o przecież Sedney, twój były mąż. Zrozum że litery ,,WK'' znaczą WCIAZ KOCHAM, a litery ,,DS'' DOSTAĆ I STRACIĆ.Wy się kochacie i musicie być razem!Tłumaczyłam obojgu, i wtedy wykonali po jedny geście i wtedy, oba statki przestały prowadzic wojne i działa ucichły. Jeszcze było słychać jak ktoś strzelił, a później krzyk i plusk wpadających do wody ciał.Para patrzyła na siebie i zaczeli mówić w obcym języku przytulając się.-Ten język to Loerański.Loreanie mieszkają niedaleko Getty .Może ci dwoje mogą na m=się przydać.-Słuchajcie,wiecie gdzie jest Getta.-Ochoczo pytałam.- Oni nie rozumieją, ja przetłumacze.Dorioso Heiju Desop Getta?-Pytał Loreanów Doktor.-Co im powiedziałeś?-Zapytał Nerbhan.-Zapytałem: Wiecie gdzie jest Getta?-Odparł Doktor.-Getta Deko judtyre bet plic, creblijy frim.-Keccope odpowiedziała zapatrzona w Sedneya.-Co ona powiedziała,co powiedziała?- Nakręcony pytał Nerbhan.-Powiedziała: Getta jest ukryta w skale, zaprowadzimy was.-Przetłumaczał Doktor. I już po chwili płyneliśmy z statkami.
  Po godzinie statki zatrzymały się przy wodospadzie.Sedney powiedział:- Grediu nette Gette niukle! - To znaczy: Pokaż nam Gette wodospadzie!-Tłumaczył doktor zdyszany emocjami.Przez chwile nic sie nie działo ale po chwili już wodospad się odsunął i widać było początek Getty. Domy i ludzie machali do statków, i witali wszystkich nowo przybytych, czyi nas:-Ponclui Ponclui!-To znaczy Witamy Witamy!- Tłumaczył dalej doktor, ale chyba wszyscy  zdążyli zauważyć co to oznacza. Wpłyneliśmy a Para krzyczała: Hytber solip!-Czyli: Znowu razem!-Doktorowi spodobało się to tłumaczenie. Wiwatom nie było końca, planowano na następny dzień wesele, z każdej strony byliśmy obsypani serpentynami i kolorowymi balonikami w kształcie zdań typu Ponclui, i innych podobnych.Były też stoły z powitalnymi potrawami.Tak swoją lojalność okazywali mieszkańcy Getty, swoim władcą , którzy dzięki nam byli razem.Po planowaniu hucznego wesela, przydzielono nam najpiękniejsze pokoje w najdroższym apartanencie. W tensposób chciano nam podziękować za pogodzenie pary.Bo co z państwa, w którym rządzi tylko jeden władca? Nic.Teraz to bardziej potężne państwo, przynamniej potężńiej =sze od tamtego wcześniej. Pomogłam w przygotowaniu do wesela z checią.Chciałam aby wyszło perfekcyjnie, a jeśli chcesz żeby coś było dobrze to lepiej zrobić to samemu!Przyjęcie miało odbyć się na najwyższej skale w Geccie. kale ,, Mountivor''.Ta skała była zwana jako skała bogów,ponieważ dawniej głoszono legende, o pewnym bogu który założył tam osade i był najpotężniejszym władcą na świecie.Niestety wieczoru pewnego krąg czarownic nawiedził jego sen i król umarł w męczącym koszmarze. Razem z duszą boga, z ludzi uleciały inne dusze. I tak osada boga została zniszczonna.
     -Liffani!-Krzyczał Narbhan.-Dziwne,nigdy nie był taki zły.-Ona znowu to robi.Ciekawie, powoli zapytałam-Ale co?-Liffani, ona znowu próbuje uczyć Wilkołaka sztuczek.A wiesz co jest najgorsze?Karmi go psimi ciasteczkami...Jak myślisz pochoruje się?-Nerbhen wyglądał na rozszalałego ze złości. Ja odpowiedziałam równie zmieszana, chociaż myśli miałam różne, najbardziej przejmowałam sie operacją..- Nerbhen ja tu myśle o moim życiu a ty mi sie z ciasteczkami dla psów wcinasz!.-\Zła i zniesmaczona psim przysmakiem wykrzyczałam.- Przepraszam , ale jak on sie rozchoruje,to obwiniaj oto tylko Stace.-Oburzony Nerbhen wyszedł przez ganek i nagle skoczyl i nie zobaczyłam go dłuższy czas.
  Po  południu postanowiłam wyjść z pokoju, zeskoczylam z ganku i pognałam przed siebie, słyszałam różne rozmowy i szepty  naprzykład: ........To ona.........Poświęca się dla............Oni chyba............żal bo taka młoda...........podobno , tak..........wampirka. Podsłuchiwanie szeptów przerwało mi dziwne szumienie poza Gettą. Nagle do murów Getty przyfrunął na skrzydłach chłopiec, krzycząc: Uwaaaga!! AAA!!! - Nic w tym dziwnego.-Pomyślałam.-Jedno skrzydło było spalone i właśnie miał sie rozbić gdy podlecieli inni chłopcy i jedna kobieta także na skrzydłach.Kobieta krzyczała:Hepsil!Złap się czegoś!.-W pewnym momencie zauważyłam jak Hepsil leci na mnie!Odskoczyłam w bok ale on był szybszy i już po momencie leżał ze mną w sianie.:Niezłe lądowanie,co?A tak wogóle to Hepsil jestem.-Żwawo i śmiało oznajmił.- Mnie też milo.-Mówiąc to, wygramoliłam sie z miękkiego siana.-Nazywam się Liffani.-Także z usmiechem powiedziałm.-A czego taka piękna Grolikya szuka?-Zdumiony zapytał Hepsil.-Grolikya to ....-Zapytałam.-Ohh ty nie stąd, przecież zauważyłem.Ah to znaczy panna.- Więc ja szukam potrzebnych narzędzi do operacji ponieważ muszę oddać swe serce by uwolnić świat od potworów duchów i reszty zjaw.-Powiedziałm z uśmieszkiem i zarazem po tym smutkiem.-Ej, piękna.Nie martw się bedzie dobrze.-Hepsil rozchmurzył mnie i przytulił.-Czy ja mógłbym iść z Tobą? Bo ... tytaj nie ma za bardzo co robić....sama widzisz po tym upadku w siano hehe.-Hepsil speszony zapytał.- Długo się zastanawiałam, i podjełam decyzje pozytywną.-Tak,napewno nam pomożesz.-Powiedziałam z zadowoleniem.-Tak?Serio? Oh to naprawde niesamowite, nigdy nie opuszczałem aż tak daleko Getty . Dziękuje!-Hepsil pocałował mnie w policzek i poszybował w góre.
  Szłam dalej i doszłam do gabinetu doktora Rileeya.-O!Liffani! Jak mio cię widzieć-Stace uścisnęła mnie z fałszywym uśmiechem, tak naprawde oglądając narzedzia płakała.-Was też miło, jak się spało?-Pytaniem odpowiedziałam na pytanie.-Miło , tylko że sniły mi sie okropne koszmary. Miałeś racje Wilkołak trzeba było nie jeść tych zupek z banana wieczorem.-Trzymając sie za brzuch jedną reką i obejmując mnie drugą powiedziała Stace.:-Jestem!-Wesoło wparował Hepsil.-Witaj, Hepsil!-Krzyknął Wilkołak a zaraz poźniej reszta.- To wy się znacie?-Spytałam zdumiona.-Pewnie!-Hepsil udając że nie widzi mojego zdziwienia rozglądał się wokloło aż w końcu wykrzesał:-Liffani, my poznaliśmy się juz rano. W Wilkołaka wpadłem o 9 00 , a w reszte o .... 11 34 o ile pamietam.-Wciąż sie uśmiechając powiedział.-A więc wszystko jasne, macie te narzedzia, to jedziemy.-Zaraz zaraz, a wesele? ?-Stace i Wilkołak pragneli tego wesela.Stace kochała je urządzać a Wilkołak kochał sie obrzerać.-Nie ma mowy!-Stanowczo powiedziałam.-Oj dobrze,już.-Wszyscy smutni wyszli na zewnątrz.-Słuchajcie,pojedzie z nami Julody i Nae. Czyli siostra i jej przyjaciel , siostra oczywiście Hepsila. -zaczełam stanowczo.-Zbiórka tutaj o połnocy!Musimy wyruszyć im później tym wcześniej znajdziemy pracownie z niezbędnym Fluitoidem do operacji.-Skończyłam mówić i wszyscy w gwarze rozmów porozchodzili się.-Czekaj , Liffani! - Krzyczał Hepsil.-Tak?-Pytałam.-Dokąd się wybierasz? Przecież nie znasz Getty tak dobrze jak ja.Oprowadze Cię.-Dobrze,jeśli chcesz...-Z niechecią odpowiedziałam.Lecz w duszy chciałam być sama i wszystko obmyśleć.Dotarliśmy na wielką górę gdzie nikogo nie było....Usiedliśmy a Hepsil złapał mnie za rękę i powiedział-Pocałuj mnie....Nachyliłam się i poczułam wstrząs.
 Było ciemnmo, i  po chwili moje oczy przyzwyczaiły się do widoku.Byłam w swoim pokoju,i lezałam na łóżku.Obok łóżka stało krzesło na którym spał Hepsil. W kącie stała kanapa na której spali Wilkołak i Stace razem z Rileyem. Wszyscy byliśmy w jednym pokoju i zrobiło się strasznie duszno].. Zaczeło sie gnicie......Zobaczyłam w około kilka ciał,które powoli rozpoczynały etapgnicia. Na pierwszy rzut oka mnie xemdliło a potem zaczeło zastanawiać.Co sie stało z tymi ludzmki?Kazde zwłoki wyglada moją stroy inaczej.pierwsze miały noz wbity w głowe,innne filiena całym ciele a jeszcze inne wogóle nie miały kończyn.Obrzydzona wyszłam z pomieszczenia.Szłam i szłam po orytarzu i gbiała postać przemknęła przedemną.Zrozumiałam,żeto coś co zabiło mi rodzinę wróciło po mnie.....
    Błąkałam się po pokoju i usłyszałam że ktoś idzie w moją stronę.Zirytowana wykrzyknęłam:-No dalej! Wychodź jeśli jesteś prawdziwy! Nie boje się, za dużo przeszłam żeby teraz z ginąć.!-Spokojnie podniosłam okrwawioną belkę która leżała obok mojej stopy.-Liffani? To naprawde Ty,już myślałem że Ciię nigdy nie znajde,nareszcie!-Nerbhen przytulił mnie i zaczoł ściskać.Widać bardzo się cieszył a ja dowiedziaam się,że żeczywiście nie widziałam go wtedy w pokoj pełnym ciał.-Nerbhen,co ty tu robisz?Coś białego co zabiło mi rodzinę tu łązi a ty sam się błąkasz. Ale cieszę się że cię wiidze!-Śmiechy i chichoty przrwało okropne buczenie,dobiegające z innej cześci korytarza. Nastała chwila ciszy i nagle.....Bum!Hua!Buum!Kadż!DD!FB! Ściana wyfruneła z hukiem.Gdy kurz opadł zobaczyłam Wilkołaka i Stace.- Liffani?Nerbhen?? Znalazłam was. Oh moi kochani, takk się cieszę!.Stace zafascynowana miejscem rzekła-Gdzie jesteśmy? Czyżby to jakiś cmentarz?Urodziam sie tam więc lubie cmentarze.-Ja , równie zdziwiona wystrojem odpowiedziałam.-Nie Stace,to nie cmabntazr. To labolatorium.....Wtedy wszyscy pojeli sytuację. Droga do labolatorium była tak tajna, że nikt nie mógł jej znać.Więc wszystkich  nasn uśpiono i zawieziono tu. Tylko z kąd te zwłoki....-Liffani?Co to?!-Wilkołak wykrzyknoł widzac białą postać lecącą w naszą stronę z obrzydliwym piskiem. Blada cera  wywoływała gęsią skórkę a Obrzydliwe jęki ciarki na plecach . i nie tylko na plecach. -Szybko,uciekamy!Musimy temu uciec inaczej zginiemy!.Musicie biec za mną.-Oznajmiałam pewnaa siebie. - Uważaj!-Nerbhen złapał mnie i upadliśy na ziemię.Zaraz po tym biała postać wbiła zeby w ścianę gdzie stałam wcześniej.-Dziękuje Ci,naprawde.Uratowałeś mi życie!-Uściskałam Nefbhena i przestraszeni zwialiśmy stworowi.Zdyszana Stace zaczęła spadać.Osunęły się głazy i już była w przepaści.-Mam cię-Wilkołak w ostatniej chwilii nie bedziemy mieć trupów.-Wilk0olak otarł czoło.Byliśmy w wielkim korytarzu.Jakby studni.Zaczynałam wątpić w istnienie labolatorium,no i w mioje przeznaczenie.Czyżby ktoś to uknuł? To nie było pewne, lecz były takie przypuszczenia. Długo czekaliśmy na jakikolwiek znak życia....Nagle poczułam zimny chłod nocy  i wycie.-Wilkołak! Daj sobie spokój.-Stace kopneła Wilkołaka i poszła dalej spać.-Narbhen cicho się zaśmiał i pogrążył sięwe śnie.Także postanowiłam się położyc,lecz jedna myśl mnie dręczyła.Co się stało z resztą przyjaciół.Czy uciekli zjawie??Echo odbiło się od ścian i ktoś zaczął wchodzić do studni po ścianie.-Są tu,wiedziałem!- Odezwał się znajomy głos.-Dobrze że cię posłuchałem,bo straciłem już nadzieje na jakiekolwiek życie.-Równie znajomy głos odpowiedział. - Stace,żyjesz?-Nastąpiło pytanie i grobowa cisza.-Stace!-Echo odbiło się od ścian.-Doktor Riley?Hepsil!-Swoim krzykiem obudziłam wszystkich.-Jak wam się udało uciec potworowi?-Zapytałam.-Dobrze...Więc o kim lub o czym ty mówisz?-Riley,widać było że udawał.- Nie chrzań! Wiem że wiesz,jak mu uciekliście.-Nie wierzyłam Rileyowi.Naszą rozmowę przerwał świst rozrywanego przez pioróny deszczu. Stado Martwych ludzi ruszyło w naszą stronę.Zeskakiwali pokolei do studni łamiąc przy tym swoje martwe kości lub inne narządy.- Szybko, uciekajmy stąd. Po ścianie jakoś.Szybko!-Nie wiedziałam co mówić, to była przerażająca chwila. Stace wystraszona przytuliła się do ściany i akórat wtedy uruchomiła tajne wejście do innej komnaty.-Brawo!-Nerbhen wepchał się w drzwi i pognał do środka.A my za nim. Pośpiesznie szukałam pzrełącznika.-No dalej,gdzieś tu musi być.Szybciej,szybciej....Jest!-Nastąpił huk i drzwi kamienne się zatrzasły.- Gdzie my się znaleźliśmy?-Nerbhen rozglądał się wokoło zaciekawiony stosami ksiąg i.....szkieletami w każdym miejscu. Byli przy biurku, siedziały na kanapie i wszędzie. Było zgaszone światło i nikt nic nie widział. Szkielety promieniały ostrym światłem i mazią o jaskrawym żółtym kolorem. Pokazałam reszcie żeby byli cicho.Jeden krok lub głośny odgłos mógł sprawić że szkielety się obudzą. Nerbhen nie mógł się powstrzymać zze śmiechu ale zakrył sobie rękami twarz.-Nerbhen,hihihi.Widzisz tego co leży i wącha stopy?hihihi- Stace także zaczęła sobie żartować. Ja rozejrzałam się i uświadomiłam coś bardzo ważnego.-A gdzie jest Riley?-Wszyscy na mnie spojrzeli i nastąpiła cisza...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz