Wywołanie Ducha

Wywołanie Ducha
W zaciemnionym pokoju kilkoro ludzi trzymając się za ręce przy okrągłym stole próbuje wywołać ducha. Nagle z ciała jednego z uczestników wyłania się szaro-biała, galaretowata ciecz przybierająca kształty ludzkie. W pokoju powoli zaczyna odczuwać się niepokojący chłód, a na twarzach uczestników dostrzegamy niepokój i lęk. Gasną wszystkie świece, a promienie księżyca padające przez okno stają się jedynym źródłem światła w pokoju. Napięcie i uczucie niepokoju wśród zgromadzonych nieustannie wzrasta....

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Rozdział : 2

                        Rozdział 2: Miasto Jessterhel, Liffani i cała reszta
  Zbliżał się porank, szliśmy już bardzo długo.Chyba całą noc, która ciągła się jak wieczność.- Wampiry napewno wróciły na cmentarz, czas na odpoczynek.-Zaproponowałam nie zbyt pewna.-Masz rację-Odezwał się Wilkołak.-Musimy odpocząć, szliśmy cała noc i nie mamy już siły. Za dnia będziemy spać a w nocy wyruszymy dalej.Jeśli zostanie na m trochę czasu to wyruszymy jeszcze w południe.-Ochoczo dodał.-Nie czułam się bezpieczna nawet przy wilkołaku.Wciąż myślałam o tym, że ściga mnie zgraja wampirów, mumii i całej reszty. Miałam tego dosyć! Chciałam wrócić do domu, do jakiegoś innego domu.Chciałam żeby było jak dawniej,mama tata i Stacy.A co gorsza Straszek został w ty domu.Ciekawe czy jeszcze żyje...Zbliżało się południe, wyspanini ruszyliśmy dalej.Powili widać było szczyty Jessterhel. Jak to będzie jak oddam krew, i czy uratuje wszystkich ludzi.Wampiry,ludzi i chorych ludzi?
   Omijaliśmy znajome mi drzewa, rozglądałam sie ciekawa, bo nigdy aż tak daleko nie opuszczałam cmentarza.Teraz już nawet nie mogę o nim myśleć.Te wszystkie potwory i wampiry.Jak mogłam mieszkać tam, na cmentarzu.Na szczęście w samą porę się obudziłam, lepiej późno niż wcale.Mam cichą nadzieje że gdy dojdziemy do Jessterhel to zacznę życie od nowa.Będę znów szczęśliwa i znajdę nowych przyjaciół, nie wampiry czy duchy.Ludzie.Kiedyś uważałam ludzi za smaczny kąsek, lecz teraz czuje że jestem człowiekiem i także będe teraz bawić się ze śmiertelnymi.Ukąszenie dziewczynki sprawiło że jestem normalna,napewno zrobiła to specjalnie aby łatwiej było mnie zabić.Przecież jakbym została wampirem to nigdy by nie zdołali tego dokonać.-Stace znów krwawi, trzeba jej znaleźć coś do ucisku.-Oznajmił Wilkołak.-Już, proszę.-Odpowiedziałam podając mu Ostatnie skrawki mojej koszuli.W domu Delishi dostałam nowe ubranie więc teraz nawet jak oddam koszulkę to będzie mi ciepło.mam na sobie jeszcze kurtkę bluzę i jeszcze jedną koszulke.-jeszcze kilka godzin i dojdziemy do Jessterhel.-Powiedział zdyszany Wilkołak.-Damyradę, prawda?-Zapytałam.-Oczywiście.-Odpowiedziała Stace i wilkołak równocześnie.Szliśmy obok zniszczonego domku.Zdziwiona przyglądałam się temu miejscu.-To ruiny Hrattolaku,to takie miejsce gdzie składano ofiary bogom.-Widząc moje zdziwienie wytłumaczył Wilkołak.-Pamiętam to miejsce, gdy byłam mała przyszliśmy tu z matką złożyć ofiarę bogu obrony. Złożyliśmy krowe,nasza jedyną krowe,bo tak rozkazał mój ojciec.-Zaczęła Stace-Przez długi czas głodowaliśmy bo nie było co jeść ani pić,bez krowy nic już nic nie mieliśmy.I wtedy urodziłaś się ty, Liffani.Matka kochała cie całym sercem,uważała cię za kogoś,kto jest stworzony do czegoś wielkiego.I wiesz,miała rację.-Gdy Stace to mówiła,ja ściskałam w kieszeni pistolet promieniowy.Żal mi było matki, została najpierw pożerana przez ojca a później całkiem znikła, razem z opętaną dziewczynką.
  Robiło się ciemno, lecz teraz przyśpieszyliśmy kroku.Odwróciłam się aby obejrzeć ruiny jeszcze raz. I ujrzałam jak ktoś tam wbiega.Za pierwszym razem pomyślałam o wampirach,ale później odpędziłam tą myśl.Odwróciłam się do grupy i oznajmiłam:-Pamiętacie ruiny?Tam się coś rusza, chodźmy zobaczyć.-Cała reszta nie miała chęci, ale poddali się i poszli za mną.Rozejrzałam się po ruinach i nic nie znalazłam.Więc postanowiłam się rozdzielić.Stace z Wilkołakiem poszli w lewo, a ja sama skręciłam w prawo. Oddaliłam sie dość daleko,ponieważ ruiny były naprawde wielkie.Nagle coś za stołem do modlitwy się poruszyło.Powoli podeszłam bliżej, uważając na każdy głośny krok.Wzięłam kawałek grubego kija i ruszyłam za stół.Skoczyłam krzycząc i machając kijem na wszystkie strony i nagle usłyszałam głos.-Uspokój się, już dobrze nic ci nie zrobie.-Powiedział głos.-Wystraszona otworzyłam oczy i przestałam dziko machać kijem.Przedemną stał wyższy odemnie o pół głowy chłopak.Był zapewne wampirem, bo był blady i miał kly.Nie myliłam się.-Nikt nie może się dowiedzieć że tu jestem,rozumiesz mnie?-Zapytał równie wystraszony, i lekko rozbawiony moim machaniem kijem.-Dobrze, ale kim ty jesteś? Ja jestem Liffani, kiedyś byłam wampirem ale zostałam ukąszona przez opętaną dziewczynke.-To zabrzmiało dziwnie w moich ustach,więc nic wiecej nie mówiłam.Czekałam na odpowiedź młodego wampira.- To zabrzmiało dziwnie ale ja mam ciekawszą historię.Jestem wampirem wygnanym za wczesne picie krwi.Mam 1499 lat i uciekłem z domu bo wilkołaki zarżnęły mi rodzinę i cała moją wioske.Teraz zostałem sam i błąkam się po świecie.Fajna historia?-Rozbawiony nie wiadomo czym, powiedział chłopiec.-Wiesz co.- Zaczęłam.-To troche podobne do mnie, bo moja rodzina jest szalona.Teraz uciekamy to Jessterhel abyy oddać moją krew i uratować tylko cały świat.Aha, z moją siostrą Stace, która nie ma ręki ani nogi. ponieważ została zaatakowana przez szalone dziecko.-Także rozbawiona odpowiedziałam.- Rozumiem cię, czylli masz życie pełne wrażeń.Proszę, mogę sięz wami zabrać?-Zapytał z nadzieją wampirek.-Pewnie ,czemu nie.-Odpowiedziałam. I już po chwili szliśmy szukać Wilkołaka i Stace.
  Po ich znalezieniu, wytłumaczyłam im kim był wampirek.Nagle stanełam jak wryta,bo sama nie znałam imienia nowego przybysza.-Nazywam się Nerbhen, i pochodze ze zniszczonej wioski w Calerhoo.- Dokończył za mnie interesującą opowieść z życia.Po poznaniu poszliśmy dalej,czułam że ktoś za nami podąża więc przyśpieszyliśmy kroku.Zaczęły się góry,jeszcze tylko je przejdziemy i będziemy w Jessterhel. Góry wcale nie były łatwe, wszędzie osówały się kamyki i można było spaść jesli by się spojrzało jaki z tamtąd widok.Widok był okropny, jedno spojrzenie i leci się w dół.Ja jednak spojrzałam i prawie bym spadła gdyby nie Wilkołak.szarpnął mnie w ostatniej chwili.Wspinaliśmy si ę bardzo długo, bo już słońce zaczęło wstawać.Staram się nie zostawiać żadnych śladów, bo jeszcze wampiry mogłyby znaleźć jakiś trop.Skały, i góry kończyły się już za kilkoma kamyczkami.
  Wyszliśmy z gór.I teraz podążam z moją wierną grupą do Jessterhel.Był ranek więc postanowiłam coś zjeść i położyć sie spać do południa.Ale nie mieliśmy czasu naspanie, bo doszliśmy do danego miasta.Kierowaliśmy się różnymi znakami, dziwnymi,nieznanymi i tymi które każdy znał.Zobaczyłam z daleka dachy malutkich domków wznoszących się aż dochmur lub niskich aż do ziemi.Weszliśmy tam pewnym krokiem .Biegliśmy teraz szybko do siedziby doktorów od chorób wampiryzmu i z tamtąd do siedzimy doktorów od chorób zagrażającym światu, w skrócie.S.D.O.C.Z.Ś. Spokojnie już byliśmy na korytarzu. Jeszcze kilka razy skręciłam w prawo aby iść do toalety,na stołówkę. Po zjedzeniu i załatwieniu swoich spraw znów byliśmy na korytarzu. Szliśmy prosto aż znaleźliśmy sięprzed drzwiami S.D.O.C.Z.Ś. Wzięłam głeboki oddech, kiwnełam do reszty głową.Do Nerbhena puściłam oko bo wiedziałam że się tym wszystkim bardzo przejmuje. Weszłam nic nie mówiac.Na krześle siedział łysy doktor Shmmid w okularach jak denka od słoika i krzywo się uśmiechał.-Witam, nazywam się...-Nazywasz się Liffani, jak mniemam, przyszłaś aby oddać kreeew.-Dokończył za mnie.-Owszem, dlatego tu przyszłam.-Bezdusznie odpowiedziałam, ponieważ doktor mi się wcale nie podobał.Był jakiś podejrzany, a te jego okulary....Jak denka.Jak denka.- W każdym razie doktorze Shmmid, moge zrobić to teraz?-Zapytałam przyglądając się jego łysiźnie.-Owszem,moja droga proszę za mna.Zaprowadzę cię do doktora Rileya, który pobierze wyznaczoną ilość krwi i uratujesz razem z jego pomocą cały świat. A zaczniesz od Miasta Bladttonh, bo tam zaraza się rozpoczęła.
  Wyszłam z doktorem Shmmitem z gabinetu, rzuciłam porozumiewawcze spojrzenie do przyjaciół, które miało ozaczać żeby po cichu i niezauważenie poszli za mną.Nie podobał mi się ten doktor,więc musiałam się jakoś ochronić.Nie wiadomo jakie szydercze myśli mogą mu chodzić po głowie.Jechaliśmy windą, aż dojechaliśmy na piętro 13.Moi przyjaciele wybrali schody, przecież nikt nie mógł ich zobaczyć. No a schodami to nikt raczej nie przechodzi. Wyszłam z windy przodem a zaraz po mnie wyczołgał się z  niej doktor.Sciskałam w ręku pistolet, jakby coś miało się zaraz wydarzyć.I nie myliłam się , doktor zaczoł ściągać peruke i już po chwili przybrał postać wampira. Rzucił się na mnie prosto na moją szyje.Jego ukąszenie m-nie sprawiło by ze mnie wampira, lecz jad zabiłbymnie. Zręcznie wyjęłam pistolet,wcześniej ściskałam w ręku wiedząc że coś się stanie.Wymierzyłam w wampira, kiedyś doktora Shmmida, i strzeliłam trzy razy. Doktor zawył i rzucił się do ucieczki, i wtedy Nerbhen wziął metalową rure i przywalił nią w głowe doktorowi. On jeszcze raz zawył i upadł na ziemię, zaraz pod nim zaczęła się zbierać wielka plama krwi.-To było świetne Nerbhen!Zabiłeś tego dzikiego doktora Shmmita!-Uściskałam go i dziękowałam z całego serca za uratowanie.-Nerbhen to było bardzo bohaterskie.-Wtrąciła Stace. Wilkołak też coś dodał i wtedy zobaczyłam kamery.-Tu są kamery, wszystko zostało nagrane.-Powiedziałam jak zabita.- O tak! Może zaraz przyjedzie policja.-Zastanawiał się wilkołak.-Nie oto chodzi, a jeśli w tym miejscu kręci się wiecej takich szalonych ludzi?-Powiedziałam gasząc Wilkołaka.Zastanawialiśmy się co zrobić, i jak uratować cały świat.Muszę oddać krew, ale jak, skoro doktor nie żyje? Może znajdziemy Rileeya? Nie było co się zastanawiać. Nerbhen wział okrwawioną skrawkami doktora metalową rurke i poszedł przodem do windy.-No co? Trzeba mieć jakąś obrone, a pozatym ta rurka jest całkiem wygodna.-Odpowiedział widząc nasze zdziwione miny.-Przyznam Ci racje.-Powiedziałam biorąc do ręki Wielki miedziany pręt.W razie czego mam jeszcze pistolet promieniowy, pomyślałam.Pojechaliśmy windą w góre, aż do gabinetu doktora Rilleya.Otworzył drzwi Nerbhen, ze swoją przyjaciółką, metalową rurą. Skoczył i przeturlał się do gabinetu z szaleństwem w oczach.Wymachiwał rurką na wszystkie strony.-Nerbhen! Skończ to szaleństwo, tu nikogo nie ma.Pusty gabinet.-Wytłumaczyła mu Stace.-OPrzeciez ja to wiedziałem...-Odpowiedział wykręcając się wampirek, i całkiem chcaił zmienić temat.-Więc czego tu szukamy?-Zaczął zmienianie tematu.-Jakby nie wiedział, szukamy doktora, powtarzam mu to już drugi raz.-Skarżyła sie Stace Wilkołakowi. A ja, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu więc nagle wybuchłam. Reszta na mnie patrzała, i tylko Nerbhen zrobił to samo. Poczuliśmy się dziwnie, bo śmieliśmy się a Wilkołak i Stace patrzeli na nas jak na nie normalnych.Więc równie jak Nerbhen zaczęłam zmieniać temat.- Patrzcie, cos tam leży.-Wykręcałam się.-Co się stało z tym gabinetem? Jest tu jak po nocnej imprezie w domu Czrnej Wdowy.-Zaśmiała się Stace, iteraz zrozumiała że tylko ona się śmieje. Ponieważ ja i cała reszta bez Stace przyglądaliśmy się poruszającej sie szafie.Wilkołak zdobył się na odwagę i opworzył drzwi szafy.Wypadł z niej doktor Riley, przerażony i zakejony taśmą do mięsa.Wystraszeni gorzej niż on wciąż się przyglądaliśmy jak wije się po podłodze. Podeszłam do niego i spojrzałam mu w oczy.-Doktor Riley? Czy to pan kryje się pod folią do...mięsa?-Zniesmaczona mięsem zapytałam.-Liffani ty jesteś głupia!Przecież on ci nic nie powie.-Zaśmiała się ze mnie siostra.-Masz rację.-Zaczęłam.-Muszę poprosić.-Podeszłam do doktora i zapytałam grzecznie.-Dzień dbry, zastałam doktora Rileya?- Wilkołak i Nerbhen wpadli w śmiech.-NIe oto chodzi, trzeba mu ściągnąć tą folie z twarzy.- Mądrze powiedziała Stace.Jak powiedziała moja siostra, tak zrobiliśmy. Wzięłam nożyce z biurka i wyciełam dość duzy otwór w folii.Po pocięciu folia wyglądała jak maska.Miała dwie dziurki na oczy, jedną na nos i jedą na usta. śmiesznie to wyglądało więc pociełam to jeszcze raz.Stace podeszła i poprostu ściągła doktorowi folię z głowy.Zawstydzona zapytałam-Czy jest pan doktorem Rileyem?-Usłyszałam cichą i wystraszoną odpowiedź doktora:-Taa ta tak, to ja. Jestem doktor Redlick Riley.Do usług.-Wciąż wystraszony odpowiedział.-Jak się pan tu znalazł, i kto pana zamknął w szafie?-Pytania Stacy nasilały się.-No więc siedziałem jak zwykle po południu w szafie...Przepraszam, nie w szafie. W biurze. I wtedy do biura wtargnęła banda Wilkołaków Helssifnera, tak napewno to oni.-Tłumaczył.-Wpadli tu jak od dwóch tygodni nic nie jedzący rekin.Rozwalili mi biuro i zamkneli w szafie!Siedziałem w niej już jakieś...4,5 dni.Jedząc powietrze!-Wyżalił się nam doktor Riley.Słuchaliśmy tej opowieści ze współczuciem dla doktora.Gdy skończył opowiadać spojrzałam na Wilkołaka piorónującym spojrzeniem. On nie odezwał się chociaż chciał...-Doktorze, czymoja krew może uratować świat, i tych biednych ludzi?- To było pytanie najważniejsze.-O..-Doktor nie dokończył, bo za oknem usłyszeliśmy zbliżających się chorych ludzi, z ich buzi ciekła krew i nie mieli w oczach nic innego tylko nienawiść i chorobe.- Szybko, uciekajmy.-Rzucił Nerbhen pospiesznie.Złapał mnie za ręke i pobiegliśmy.Reszta z doktorem pobiegla za nami.Ukryliśmy się w schowku na szczotki, na samym dnie piwnicy.Było tam wyjście awaryjne,gdyby chorzy nas znaleźli.Byłam przepełniona strachem, a Nerbhen mnie uspokajał. Barzdzo mu za to dziękowałam bo bez uspokajania nie wytzrynmałabym.-Pytałaś o krew..Zaczoł doktor.-Owszem, możesz uratować tych opętanych ludzi ale to już zależy do Ciebie.Liffani.-Z żalem powiedział doktor.- Zależy od Ciebie bo...jet spora szansa że przy tej operacji zginiesz.-Powiedział grobowym tonem. Schowek na szczotki okazał się najbardziej przygnębiającym miejscem na ziemi.-Nie rób tego Liffani, ty nie możesz umrzeć!-Krzyczeli na przemian Wilkołak i Nerbhen.Stace zaczęła płakać a ja, nie wiele mysląc podjęłam się operacji. Wszyscy mnie błagali, lecz doktor i ja podjeliśmy decyzje. Coś zaczeło walić w drzwi od schowka.Zezłoszczona otworzyłam drzwi i mocno zamachnełam miedzianym prętem. Tym sposobem opętana kobieta straciła głowe, a krew opryskała mi bluze.Zostałam obdarzona spojrzeniami pełnymi podziwu, więc krzykłam:-Gotowi?!-TaAAK!!-I ruszyliśmy przez wszystki korytarze,Stace zamiast nogi ireki miała dwa badyle ale i tak była gotowa walczyc.Razem z wilkołakiem sie uzbroili i zaczeli.. Biegliśmy przez korytarze,a ludzie trwcili konczyny lub głowe.Krew splamiła cały ośrodek, lecz nie nasza.Wilkołak jednym ciosem mechanicznej piły przeciął mężczyzne na pół a następnie odciął nogi kolejnemu mężczyźnie.Założyliśmy się z Nerbhenem , kto zarżnie więcej ludzi. Zgodził się i zaczeliśmy ścigać nasze zdobycze.Pod koniec tej żeźni, podliczyliśmy punkty. Za odcięcie ucha liczyło się25p.Najwięcej zaś za odcięcie gałki ocznej 100p. Na końcu policzyam że mam 98.456p.,Nerbhen miał 89.988p.I wtedy wtrącili się Wilkołak i Doktor. Wilkołak miał 76.983p, a Doktor 45.021p.Na koniec wtrąciła się stace z 98.389p. O mały włos wygrałaby, ale nie ze mną. Cali w krwi i wnętrznościach poszliśmy dalej. Opuściliśmy Ośrodek i znaleźliśmy sięprzed wejściem do domu Doktora. Nie zaprosił nas do siebie, bo jego dom był zrujnowany. Widocznie po zdemolowaniu biura, wilkołaki zdemolowały mu dom. Wtedy znów spojrzałam na Wilkołaka z wyrzutem, a on odwrócił swój speszony wzrok.-Było super.- Stwierdził Nerbhen.-Zgadzam sie z Tobą na 100%-Odpowiedziałam, a reszta przyznała mi racje. Miasto było puste i tylko my byliśmy więc postanowiłam się przebrać.Mój pomysł był znakomity i spodobał się wszystkim.-Znam w pobliżu Extra sklep z ubraniami.Najdroższy i najlepszy,a także największy.- Rzucił doktor Riley-A więc pójdziemy za doktorem.-Oznajmiłam.
  Naszym kierunkiem był sklep,,Malisheahe''najdroższy sklep w mieście.Nie mieliśmy pieniędzy, ale przecież w mieście nikogo innego nie było prócz nas.Wpadliśmy do sklepu i każdy poszedł w swoją strone.-Ale to śliczne, są dwa kolory który wybrać-Pytała Stace-Te spodnie mi powinny pasować prawda?- Zadowolony wybierał doktor.-Znalazłem idealną kurtke.-Dumny powiedział Nerbhen.Wszyscy się poprzebierali i wychodzili pokolei z przymierzalni, ja także znalazła m świetne ubranie. Stace miała zielone spodnie,zieloną koszulkę z żabą i czerwoną bluze z napisem GREEN. Na to jeszcze w zapasie kurtka z oczami żaby. Doktor miał jeansowe spodnie i koszule z krawatem.Na to jeszcze skórzaną kurtke.Wilkołak miał biała kurtke i stylowe łańcuchy. A Nerbhen wyglądał cudownie...Wyszedł z przymierzalni, miał czarną skórzaną kurtke, pasujące okulary przeciwsłoneczne, srebrny łańcuch, kolczyk z inicjałem ,,N''.A pod rozpiętą kurtką miał Białą koszule z wiszącym paskiem i krawatem.Ale takim krawatem jakie są teraz najmodniejsze! Na końcu wyszłam ja. Wszyscy otworzyli oczy, a Nerbhen aż zdjoł okulary. Ubrałam poszarpane jeansy z szelkami i koszulkę z napisem ,,Kill You'' na to nałożyłam biała skórzaną kurtkę z arafatką w czarne znaczki. Pomalowałam się i rozpuściłam włsy. Wyglądałam na conajmniej 1800lat-To co, ruszamy?-Pewna siebie poszłam przodem.
  Koniec drogi rozpoczynał nowe miasto, a my musimy się dostać do Getty. Getta leży daleko, o wiele daleko. Był już wieczór więc baliśmy sie tylko wampirów.Ludzi to już napewno nie.Gdy nadejdzie kolejna zgraja tych roznoszących choroby świrów, znów sie założe z Nerbhenem...Czułam się troche głupio, obserwowana przez Wilkolaka doktora Stace i Nerbhena.Ale po jakimś czasie się przyzwyczaiłam.Zobaczyliśmy w oddali statek:-Jak myśle dopłyniemy nim do Getty?-Zapytał Wilkołak.- Pewnie że tak, przeciez pisze wyraźnie wielkimi, drukowanymi literami: STATEK DO GETTY.- Odparł Nerbhen.A zawstydzony Wilkołak zawstydził się i poszedł do tyłu.-Skoro nikogo w mieście niema,to kto kieruje statkiem...Raczej nikt.-Wyszeptałam.-Znam się na prowadzeniu statku, nawet tego małego.- Pochwalił się doktor.-Więc ok, doktor prowadzi.Pomyśleliście że na statku może być żarcie??- Pytała z łapczywością Stace.-Możliwe, jestem taaka głodna, i wy napewno też skoro siedzieliśmy cały dzień w tym ośrodku i zażynaliśmy ludzi, zamiast coś zjeść.-Powiedziałam oblizując się.-Nie mow o mięsie i zażynaniu bo myśle o świni, a jak myśle o świni to myśle o szynce, a jak myśle o szynce to robie się głodny i burczy mi  w brzuchu.-Nerbhan żalił mi się.Weszliśmy na statek i zaczeliśmy go obszukiwać.Pod koniec poszukiwań pokazaliśmy zdobycze.-Co masz Nerbhan?-Zapytałam.-Mam 10 jajek, kilka puszek paszczetu i 2 kartony soku, porzeczkowy i malinowy.-Dumny powiedział-A wy, Stace i Wilkołak co macie?- Pytałam dalej.-Mamy  3 duże szynki...-Nie dokończyli bo przerwał Nerbhan:- Macie szynke?? Teraz moje marzenia się spełniły, świnie zesłały nam szynke.Noech żyją świnie!!-Mówiąc to, rzucił się na plaster  i uciekł.-Tak jak mówiliśmy.-Ciągnął Wilkołak.-Teraz mamy tylko 2 duże szynki, 3 jajka, 12 jogurtów i kilka dżemów.-Chwalili się Wilkołak i Stace.Z daleka słychać było jak Nerbhan pożera szynke, ale nikt się tym nie przejmował.-Ja znalazłem 2 chleby i koktajl w butelce.-Oznajmił doktor.-A ja znalazłam chleb,kilka bułek,babeczki i pączki z czekoladą.-Także dię pochwaliłam,.-To teraz podzielmy się tym. Każdy dostanie co trzeba i schowa do torby.
 Po rozdzieleniu pożywienia doktor wziął sie za stery.-A poco my jedziemy do tej Getty?- Zapytała Stace mieląc bułkę z szynką.-Ponieważ tam znajdziemy potrzebne przedmioty do operacji moja droga.- Oznajmił doktor.-Ah tak , operacja.-Dodałam stanowczo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz