Wywołanie Ducha

Wywołanie Ducha
W zaciemnionym pokoju kilkoro ludzi trzymając się za ręce przy okrągłym stole próbuje wywołać ducha. Nagle z ciała jednego z uczestników wyłania się szaro-biała, galaretowata ciecz przybierająca kształty ludzkie. W pokoju powoli zaczyna odczuwać się niepokojący chłód, a na twarzach uczestników dostrzegamy niepokój i lęk. Gasną wszystkie świece, a promienie księżyca padające przez okno stają się jedynym źródłem światła w pokoju. Napięcie i uczucie niepokoju wśród zgromadzonych nieustannie wzrasta....

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Horrory na faktach

Witajcie w strefie zagrożenia! Oto kilka filmów opartych na faktach, to znaczy że to co jest zawarte w filmie mogło zdarzyć się naprawdę . Do opisów dołączyłam linki do obejrzenia filmu ..oglądajcie i czytajcie .I pamiętajcie, nie odwracajcie się za siebie.Ani nie otwierajcie szaf.......... 1.Psychoza (1960r.): Koledzy szkolni unikali Eddiego,ponieważ był zniewieściały i nieśmiały. Nie miał przyjaciół a kiedy próbował takowych zdobyć jego matka beształa go niesamowicie. Chociaż niechęć matki do zawierania przez niego przyjaźni smuciła go, to jednak uważał ją za wcielenie dobra i wypełniał jej surowe nakazy najlepiej jak potrafił. Augusta rzadko kiedy była zadowolona ze swoich chłopców i często ich karała, myśląc, że ich przeznaczeniem było stać się życiowymi nieudacznikami jak ich ojciec. Podczas dojrzewania i przez wczesną dorosłość chłopcy pozostawali odizolowani od ludzi z zewnątrz i mieli tylko swoje własne towarzystwo. 29 grudnia 1945 roku Augusta zmarła. Wstrząsnęło to światopoglądem Eddiego. Po śmierci matki Eddie był coraz to bardziej samotny. Spędzał dużo ze swojego wolnego czasu na czytaniu pop-magazynów i książek o anatomii. Pokoje, w których mieszkał pełne były periodyków o nazistach i nie tylko. Ze swych lektur Eddie nauczył się wiele o procesie ekshumacji zwłok i o anatomii ludzkiego ciała. Te dziwaczne historie stały się jego obsesją i zaczął je opowiadać dzieciom, którymi się czasem opiekował. Eddiego cieszyła również lektura lokalnych gazet. Jego ulubioną sekcją były nekrologi.To właśnie z nekrologów Eddie dowiadywał się o najnowszych przypadkach śmierci lokalnych kobiet. Nie mając jeszcze nigdy przyjemności towarzystwa osoby płci przeciwnej, zaspokajał swoje pragnienia odwiedzając w nocy groby. 17 listopada 1957 roku, po odkryciu pozbawionego głowy ciała Bernice Worden i innych okropnych rzeczy w domu Eddiego, policja rozpoczęła wyczerpujące przeszukiwanie pozostałych części farmy i okolicznych terenów.Wierzyli, że Eddie może być zamieszany w większą ilość morderstw i że ciała mogą być zagrzebane w jego ziemi, prawdopodobnie liczyli, że znajdą ciała Georgii Weckler, Victora Travisa i Ray'a Burgess'a, Evelyn Hartley i Mary
Hogan.Jego dom, w opustoszałej okolicy, był wielkim śmietnikiem. Wewnątrz wszędzie były śmiecie i gnijące odpadki. Utrudniały poruszanie się po domu. Zapach zgnilizny i zepsucia był wszędzie. Kiedy szeryf Artur Schley przeszukiwał kuchnie, zauważył że coś kapie mu na marynarkę. Spojrzał w górę i jego oczom ukazał się okropny widok.
Do sufitu przymocowana była wielka padlina. To 'coś' nie miało głowy,wnętrzności były na wierzchu. Szeryf pomyślał że to padlina jelenia. Wokół pełno ich było, a teraz jeszcze był na nie sezon łowiecki. Jednak gdy lepiej przyjrzał się temu czemuś, zobaczył że to ciało kobiety będące w głębokim rozkładzie. Gnijące, wypatroszone zwłoki, pozbawione głowy. Bernice Worden,pięćdziesięcioletnia matka jednego z jego podwładnych została znaleziona.Podczas dalszego przeszukiwania mieszkania, policjanci już wiedzieli, że na tym się nie skończy. Przebywali teraz w zagrodzie śmierci. śmiesznie 'patrząca' miska wykonana była z ludzkiej czaszki. Abażury i kosze na dokumenty wykonane
były z ludzkiej skóry.Makabryczne było wyposażenie tego domu. Fotel obity ludzką skórą. Kobiece narządy rodne w szklanych gablotkach. Pas zrobiony z ludzkich brodawek, ludzkiej głowy, czterech nosów i serca. Im bardziej szukali, tym większe okropieństwa odkrywali. Najgorszy chyba był garnitur wykonany z ludzkiej skóry. Policjanci zaczęli się gubić, gdy próbowali policzyć ile kobiet zginęło z rąk Eddiego.

Film: http://www.filmweb.pl/Psychoza
2.Szczęki (1975 r.):Film,inspirowany wydarzeniami w New Jersey z 1916 roku. Ataki rekinów z New Jersey nastąpiły między 1 i 12 lipca 1916, na długości około 130 kilometrów wybrzeża
New Jersey. Na skutek ataków co najmniej jednego rekina zginęły cztery osoby jedna została ciężko ranna.
Film: http://www.filmweb.pl/film/Szcz%C4%99ki-1975-1217    3. The Hills Have Eyes (1977 r.) : Alexander"Sawney" Bean był legendarnym ojcem rodziny szkockich kanibali.Twierdzi się, że on, jego żona i ich 46 potomków zanim zostali złapani, zabili i zjedli ponad tysiąc osób. Zgodnie z legendą Aleksander Bean urodził się w East Lothian. Jego ojciec był kopaczem, a matka strzygła żywopłoty. Aleksander próbował pracować jak rodzice, ale szybko okazało się, że uczciwa praca nie jest dla niego. Bean opuścił dom z kobietą, która wg jednej z wersji legendy była wiedźmą zwaną Czarną Agnes Douglas. Ona także podzielała jego poglądy na pracę. Ostatecznie zamieszkali w jaskini w Bannane Head niedaleko Galloway. Początkowo Aleksander i Agnes utrzymywali się z obrabowywania podróżników. Wydawali ich pieniądze, natomiast kosztowności gromadzili, ponieważ mogły być łatwo rozpoznane. Mieli bardzo dużo dzieci, a później także wnuków, które pochodziły ze związków kazirodczych. Tuż przed ich złapaniem rodzina liczyła ośmiu synów, sześć córek, osiemnastu wnuków i czternaście wnuczek. Było to razem 46 potomków. Potrzebując żywności, a nie posiadając żadnych umiejętności czy też chęci do uczciwej pracy, jego rodzina szybko wybrała jedyną możliwą w tej sytuacji drogę – zbrodnię. Ich metoda ataku była prosta i skuteczna, w nocy układali się na ziemi przy gościńcu i cierpliwie czekali na małe grupy lub pojedynczych ludzi, a kiedy ci zbliżyli się dostatecznie, atakowali ich z zaskoczenia. Jako że byli rodziną dość liczną mogli odciąć wszystkie możliwe drogi ucieczki. Niestety mizerny dochód z tych rabunków nie był
wystarczający dla utrzymania ciągle rosnącej liczby członków klanu. Więc zamiast marnować ciała obrabowanych zaczęli je jeść. Ich ofiary były obrabowywane, mordowane, zabierane do jaskini, a tam ćwiartowane i zjadane.Beansowie marynowali resztki z tych uczt. Ostatecznie ich metody stały się tak dobre, że wyrzucali niejadalne części ciał do oceanu, gdzie były zmywane przez fale. Znikający ludzie i pojawiające się na plażach resztki ciał nie mogły przejść niezauważone przez okoliczną ludność, ale nikt nie domyślał
się kto popełniał te zbrodnie. Członkowie klanu Beansów nie wypuszczali się poza jaskinię w czasie dnia, a ofiary zabijali w nocy. Byli tak dobrze ukryci, że nikt z okolicy nie wiedział, że mają rodzinę 48 morderców jako sąsiadów.
Film: http://www.filmweb.pl/film/Wzg%C3%B3rza+maj%C4%85+oczy-1977-10448
4.Henry- Portret seryjnego mordercy (1986 r.):Henry Lee Lucas urodził się we wczesnych godzinach 23 sierpnia 1936 roku jako najmłodszy z dziewięciorga rodzeństwa. Jego matka, Viola Dison Wall Lucas, była sadystyczną alkoholiczką i prostytutką, która zdobywała większą część skromnych funduszy rodziny świadcząc usługi seksualne. Ojciec Henry'ego, Anderson,
również był alkoholikiem. Po utracie obydwu nóg (upadł po pijanemu na tory pociągów towarowych), wspierał rodzinny budżet sprzedając ołówki i przemycaną whiskey. Matka Henry'ego odmawiała wykonywania prac domowych i opieki nad rodziną. Nigdy nie sprzątała domu i nie przygotowywała regularnych posiłków dla nikogo z wyjątkiem siebie i
Berniego. Synowie i ich ojciec byli wciąż upokarzani słownie i fizycznie.Pozostawiani sami sobie musieli kraść każdy rodzaj żywności, jaki tylko mogli zdobyć. W miarę jak Henry dorastał, obowiązki stawały się coraz cięższe, a pobicia bardziej regularne. Zmuszano go do pracy od świtu do zmierzchu. Jednym z jego zajęć było pilnowanie destylatora. Anderson pozwalał synowi próbować surowego "blasku księżyca", który produkował. Henry szybko nauczył się pić zabójczą miksturę codziennie. W wieku dziesięciu lat był już
uzależniony od alkoholu. Gdy chłopiec był wystarczająco duży, aby pójść do szkoły, Viola ośmieszała go, zakręcając mu włosy i wysyłając do szkoły w sukience. Koledzy z klasy wyśmiewali się i drwili z niego, aż w końcu zaniepokojony nauczyciel przejął inicjatywę. Obciął chłopcu włosy, a także pożyczył koszulę i spodnie do ubrania. Gdy zobaczyła to pani Lucas, wpadła w furię, poszła do szkoły i zwymyślała nauczyciela za wtrącanie się. On zaś wspominał później Henry'ego jako dziecko z poważnymi zaburzeniami, które ciągle było brudne i zaniedbane oraz miało wyraźne problemy z nauką. Pomimo dodatkowej opieki i troski w szkole, złe traktowanie w domu nie ustawało, a wręcz się pogłębiało.Pobicia zaczęły powodować urazy. Chłopiec miewał ataki, często też skarżył się na hałasy i "głosy" w głowie. Wypadek z nożem pozbawił go w dużej mierze wzroku w lewym oku, co jeszcze pogorszyło jego stan. Po tym, jak został uderzony linijką w szkole, oko zostało nieodwracalnie uszkodzone. Konieczne było jego usunięcie i zastąpienie szklanym. W wieku trzynastu lat Henry był niemal całkowicie opętany seksem. Zaczął zastawiać pułapki na zwierzęta, aby móc je później wykorzystywać w swoich rytuałach seksualnych, często torturując aż do śmierci. Bestialstwo stało się normalnym zachowaniem chłopca. Później przechwalał się, że po raz pierwszy zamordował w 1952 roku, mając czternaście lat. Lucas opowiadał, jak uprowadził siedemnastoletnią dziewczynę z przystanku autobusowego i bił aż straciła przytomność. Potem zawlókł ją w odosobnione miejsce i usiłował zgwałcić. Kiedy nastolatka ocknęła się i zaczęła krzyczeć, Henry dusił ją tak długo aż znieruchomiała. Wkrótce po tym zdarzeniu brat Henry'ego uciekł z domu i wstąpił do marynarki. Po jego odejściu, chłopiec większość czasu spędzał, wałęsając się bez celu po okolicy, szukając kłopotów. Szybko je znalazł i został aresztowany za włamanie z wtargnięciem. Skazano go na pobyt w Zakładzie Poprawczym dla Chłopców w Beaumont w stanie Virginia. Rok później został zwolniony. Przez następne dziewięć miesięcy pracował jako pomocnik na farmie, poznając nowe umiejętności
do czasu, gdy został zatrzymany po raz drugi za włamanie z wtargnięciem. Z powodu dojrzałego wieku skazano go na cztery lata w Więzieniu Stanowym w Virginii. Lucas łatwo wpasował się w więziennego tryb życia, doskonaląc zawodowe umiejętności i pracując na wsi jako robotnik drogowy. W maju 1956 roku, podczas jednego z takich przydziałów, uciekł. Ukradł samochód w drodze do Ohio. Henry był na wolności przez dwa miesiące, w tym czasie poznał dziewczynę imieniem Stella. Został aresztowany za wywiezienie skradzionej własności poza granicę stanu i skazany na trzynaście miesięcy w więzieniu Chillicothe w Ohio.Po zwolnieniu we wrześniu 1959 przeprowadził się do Tecumseh w stanie Michigan, aby zamieszkać ze swoją przyrodnią siostrą Opal. Będąc tam skontaktował się ze Stellą i po krótkiej znajomości poprosił ją o rękę. Zgodziła się i ogłosili zaręczyny. Krótko potem przyjechała z wizytą Viola i próbowała przekonać Henry'ego, aby opuścił narzeczoną i zamieszkał z matką, jako że przybyło jej lat i potrzebowała kogoś, kto by się nią opiekował. Syn odmówił, a wtedy wybuchła awantura. Stella, uświadamiając sobie, że nie jest to rodzina, do której chciałaby należeć, zerwała zaręczyny i uciekła. Myśląc, że zabił własną matkę,Lucas wpadł w panikę i po zgaszeniu świateł w mieszkaniu, wsiadł do samochodu i pojechał do Virginii. Jak się jednak okazało, Viola nie umarła po tym ataku.Żyła jeszcze przez 48 godzin, gdy Opal wróciła do domu i znalazła ją leżącą w kałuży krwi. Wezwano karetkę, lecz z powodu upływu czasu, utraty dużej ilości krwi i wywołanego tym wstrząsu, kobiety nie zdołano ocalić.
Film: http://www.filmweb.pl/film/Henry+-+Portret+seryjnego+mordercy-1986-34942 5.Egzorcyzmy Emily Rose (2005 r.): Anneliese była jedną z czterech córek państwa Michelów, ludzi bardzo prawych i pobożnych, mieszkających w Klingenbergu w Niemczech. Choć od dziecka delikatna i
chorowita, to jednak „była całkiem normalna” – wspominają jej koleżanki; potrafiła być wesoła i razem z innymi robić kawały i żartować. Coś "nienormalnego" zaczęło się dziać przed rocznicą jej szesnastych urodzin, czyli na jesieni 1968 r. Według świadectwa jednej z koleżanek Anneliese nie mogła się ruszyć po koszmarnej nocy. Czuła się jakby ściśnięta przez jakąś przeogromną siłę, która nie pozwalała jej oddychać. Daremna próba wołania o pomoc, przemoczone łóżko, strach… Prawie rok później sytuacja się
powtarza. Wizyta lekarska i dokładne badania neurologiczne nie wykazują żadnych zaburzeń. Mimo tego zostaje wysłana do sanatorium, gdzie jej towarzyszki z przerażeniem
obserwowały, jak czerniały jej niebieskie oczy, jak zmieniały się jej ręce lub jak chwytał ją jakiś dziwny kurcz. Pomimo zarwanego roku szkolnego zdolna i pracowita dziewczyna zdaje maturę i przygotowuje się na studia w wyższej szkole pedagogicznej.Jako młoda studentka skarży się swojej mamie, że „coś stuka w moim pokoju”. Matka wysyła ją do laryngologa, ten jednak nie stwierdza w jej słuchu żadnych zaburzeń. Jednakże prawdziwy problem pojawił się wówczas, gdy inni w domu zaczęli słyszeć pukanie gdzieś spod połogi, sufitu czy szafy. A kiedy przestraszeni stawali do modlitwy przed figurą Matki Bożej, twarz Anneliese wykrzywiała się na różne sposoby, z jej czarnych oczu zionęła zaś przerażająca nienawiść. Modlitwa rodzinna, częsta Eucharystia i wieczorny różaniec przynosiły coraz mniejszą ulgę dziewczynie, która duchowo i fizycznie czuła się
z dnia na dzień gorzej, skarżąc się na osaczające ją zjawy.
Film: http://www.filmweb.pl/Egzorcyzmy.Emily.Rose6.Udręczeni (2009 r. ):
Gdy rodzina Snedekerów wprowadziła się do starego domu nie przypuszczała, że ich życie zamieni się w koszmar i nigdy już nie będzie takie same. Dom, który wcześniej wykorzystywany był przez zakład pogrzebowy stał się miejscem manifestacji wielu tajemniczych a niekiedy i makabrycznych zjawisk, w tym obserwacji zjaw, tajemniczych szeptów, zaginięć przedmiotów, ataków na domowników, a także rzekomego opętania, za którym stać miał demon... o długa opowieść i często przedstawiana na różne sposoby. W 1986 roku Allen oraz Carmen Snedeker (kierownik kamieniołomu oraz była kelnerka w barze) przeprowadzili się do starej rezydencji znanej jako Hallahan House położonej w Southington (stan Connecticut). W skład rodziny Snedekerów wchodzili także ich trzej synowie (13,11 i 3 lata), i trzy córki (najmłodsza w wieku 6 lat), z których dwie starsze pochodziły z poprzedniego małżeństwa Carmen. Nie jest pewne, czy przed wprowadzeniem się do wynajętego domu (który dzielili z sąsiadką mieszkającą na piętrze), co miało miejsce 30 czerwca Snedekerowie wiedzieli, że wcześniej wykorzystywany był on jako dom pogrzebowy. Utrzymywali, że nie wiedzieli, jednakże część sąsiadów była przeciwnego zdania, zaś poprzedni właściciele utrzymywali, że poinformowali o tym nowych lokatorów tuż przed wprowadzeniem się. W każdym razie niedługi czas potem Snedekerowie odkryli w piwnicy niezaprzeczalne dowody na makabryczną przeszłość swego nowego domu. Dziwne wydarzenia zaczęły się od najstarszego syna Snedekerów, Philipa, którego pokój znajdujący się w piwnicy sąsiadował z mrocznym reliktem po Domu Pogrzebowym Hallahan. Wkrótce zaczął donosić rodzicom o obserwacji duchów,
jednakże uznali oni, że może być to skutek spożywania leków przez chłopca cierpiącego na ziarnicę złośliwą. W międzyczasie zmienił się też diametralnie sposób bycia Philipa - zaczął ubierać się na czarno, wykazywał zainteresowanie bronią, a nawet włamał się do domu sąsiada przyznając potem, że chciał zdobyć broń.
Zjawiska te trwały przez okres dwóch lat. 17-letnia kuzynka Snedekerów wspominała z kolei, że często czuje na sobie czyjś dotyk, kiedy leżu w łóżku. Donoszono także o wielu innych zdarzeniach, w tym obserwacji zjaw, hałasach o nieustalonym pochodzeniu, szeptach a nawet atakach z użyciem niewidzialnej siły, w tym domniemanych ataków o podłożu seksualnym na Carmen Snedeker. Wkrótce do domu Snedekerów przybył słynny „demonolog" Ed Waren oraz jego żona - jasnowidzka, Lorraine. Para utrzymywała się z tej działalności, zaś państwo Warren nazywani byli przez jednych „dobrymi i religijnymi osobami", zaś przez innych „szarlatanami".Wspomagając wcześniej przypadkiem z Amityville a także jeszcze jednym podobnym koszmarem, który rozegrał się w West Pittston, kontynuowali oni swój sposób działania przybywając do nawiedzonego domu i przekształcając dziejące się tam rzeczy w przypadek „demonicznego nawiedzenia", który podsycali swą wiarą rodem ze średniowiecza. Choć zaprzeczano, aby w czasie ich pobytu dokonano jakichkolwiek ustaleń wobec przyszłej książki mającej opisywać te wydarzenia, pani Snedeker pochwaliła się swej sąsiadce z
góry, że otrzymają jedną-trzecią dochodu.
Film:: http://www.filmweb.pl/film/Udr%C4%99czeni-2009-282920

Wędrówka Dusz

                   Pamięć poprzednich wcieleń:                                                                                                                 Każdy z nas wiekiem zaczyna powoli tracić wspomnienia z okresu bycia dzieckiem. Zdarza się jednak, że niektóre dzieci posiadają pamięć swoich poprzednich wcieleń, która jest przez nich pamiętana przez całe życie. Istnieją przypadki, w których małe dzieci opowiadały swoim rodzicom, kim byli w poprzednim życiu i co robili – najczęściej opiekunowie traktują to, jako dziecięcą fantazję.

Rozdział : 5

             Rozdział 4:Judoich,sposób na śmierć i życie
   Byliśmy przed bramom.NA prtzeciw nas wielka brama zaczęła sie podnosić i już po chwili stała przed nami królewna Judoich. Miała minę jak to widmo które nas przesladduje....Ale gdy zobaczyła że ją widzimy szybko zamieniła minę w piękny i radosny uśmiech! :D-Witajcie, kochani! Oczekiwałam Was w moim królestwie od bardzo dawna.I oto jestescie!.-Królewna była za wesoa jak na śmierc.- Mamo, nie rob mi wiochy.- Hepsil szepnął jej na ucho.-Maamo?!-Stace widać usłyszała co mówił chłopiec.-No bo słuchajcie.To jest....moja mama!-Hepsil z żalem w oczach powiedział.-Jak to mama?,przecież ona ma zginąć?!-Zirytowana powiedziałam.-Kochani,ja musze umrzeć  bo moja krew jest potrzebna wszystkim.Aby świat ludzki nie wyginął przez zagładę pottworów,zjaw i innych stworzonych diabłów.-Królowa miała nteraz sztuczny uśmiech na twarzy i lekko on znikał.-To mam rozumieć że....Pani chc e umrzeć.-Rzekłam stanowczo.-Oczywiście że nie! Ale jak umrzeć , to w dobrej sprawie.Przyczyniając się do uratowania świata.Jak myślicie?To dobra śmierć.-Uśmiechnięta dama ukłoniła się nam, dając znak pójścia za nią.Jej zamek był cudny! Cały w brylantak i perłach i innych klejnotach o których można sobie tylko wyobrazić.- Nic dziwnego że króloa wciąż   si ę        uśmiecha.         
     Siedziałam   w swojej sypialni królowa zawołała mnie na obiad. zbiegłam na dół,lecz nikogo nie było prócz krolowej. Usiadłam na bardzo wygodnym krzesle i spojrzałam przed siebie.Siedziała tam królowa.Judoich wydawała się być miła, lecz miałam co do niej dziwne przeczucia.Po hwili zadumy spojrzała na mnie i rzekła:-Moja droga,powinnaś mi być wdzięczna.-Judoich,była jakaś nie miła.-Emm ale ja nie rozumiem.-Rzekłam ja.-Oho ho ho!-Judoich wstała  i głośno szurneła krzesłem.Podniosła je i rzuciła w okno.-Ja cie uratowałam a ty nie wiesz za co masz mi dziekować??-Judoich nie byłaa tąsamą królewną  co niedawno.-Już dobrze,dobrze.Dziękuje.I nie denerwuj się tak-Powiedziałam to,by pozzbyć się oskarżeń.-Pff,masz tupet dziewczyno!Pokazywać się w moim zamku.-Królowa zarzuciła suknią i wstała. Rozejrzała się i wyszła.-Ah tak?-Zaczęłam-Udajesz wielką dame bo sie poświęcasz światu,tak? To,że mamy jedyne na świecie tą krew zbawców nie znaczy że jestess fajna!-Trtzasłam krzesłem i wyszłam.-Czekaj,czekaj.Ty myślisz ze mam krew zbawców?hahaha nic takiego nie posiadam.!-Królowa odetchnela z ulgą.wiedząc, ze nie musi ratować świata.-Jak to nie posiadasz?A więc...Poco my tuprzyszliśmy?Ja juz nic nie rozumiem! Myślałam że skoro tu jestesmy,to nampomezesz i masz krew.myliłam się?

Rozdział : 4

              Rozdział 3:Psychopata.....
  Rileya naprawde nie było.Obmacaliśmy wszystkich po włosach i twarzach i brakowało jednej osoby.A mianowicie Rileya.-Słuchajcie....
Ja wam muszę coś powiedzieć,coś bardzo ważnego.-Hepsil przestraszony szkieletami odwrócił głowe w naszą stronę. Riley mnie w coś wtajemniczył.-Ale co masz na myśli.-Spytał Wilkołak.-No więc....Zaczęło się to już dawno temu,gdy byłem dzieckiem i miałem 6 lat. Wtedy Riley mnie znalazł i zobaczył poraz pierwszy.Pokazał mi to miejsce,dlatego wydawało mi się znajome! No więc mówi dalej,teraz mi wszystko przypomniał. On sprawił że te wszystkie potwory ożyły.Stworzył każdego z was,z was potworów.-Stace była bardzo słaba i blada, a ja wiedziałam co jej jest.Brak krwi sprawiał że nie mogła funkcionować.Wtedy nie chciałam nic mówić.-I to on pragnie aby cała ziemia została pokryta przez potwory.I żeby rasa ludzka na zawsze wyginęła.Wierzycie  w to?! Cały świat zostanie zniszczony!-Hepsil mówił dalej.-  Jeśli chodzi o serce Liffani...-Wszyscy spojkrzeli na mnie, a Stace kucła i skuliła się do ściany.-Co do jej ważnego serca...To nigdy pod żadnym pozorem nie dawaj go Rileyowi,on wykozysta j w złu sposób.A my musimy je wykorzystać w dobry.Stworzymy eliksir który zabije Rileya a razem z nim zginą złe potwory,tylko te złe a takie dobre jak ja czy Stace przeżyją.Tylko jak to zrobić...-Hepsil myślał i myślał dłuższą chwile i nagle wykzryknął:-Wiem!-Plując mi do ucha lepką śliną powiedział.-Musimy znaleźdź Juidoh,to jest....tak jakby WYBRANA . To ona ma zginąć  nie Ty,Liffani.-szczęśliwy i zadowolony z siebe rzekł.-Wszyscy spojrzeliśmy po sobie i zdziwieni lekko się
 uśmiechneliśmy. W głębi duszy strasznie się cieszyłam że to nie mój los sprawi że uratuje cały świat tylko los tej, Judoih.Ale z drugiej strony Judaih na  to nie zasługuje!Sama nie wiedziałam co robic,miałam jeszcze resztki śliny Hepsila w uszach.Serio,ten gość powinien coś  zrobić żeby tak nie pluć na odległość.-Jak mamy się z tąd wydostać....?Nasi pzryjaciele kościotrupki są obok.Trzeba się jakoś....Nerbhen,wróć!-Szeptem krzykłam,widząc że on rusza na koniec pokoju.Bałam się,ponieważ jeden krok zle postawiona noga mogły nas zrójnować.Nerbhen cicho jak myszka podszedł do jednego z kościotrupów i dotknął go.A ten rozsypał się na miliony kawałków.-Hahaha, co to było?Co to za akcja??Brawo Nergbhen!-Stace przybiła mu piątke i z uśmiechem dotykała reszty kościanych potworów.Obeszliśmy cały pokój i znalazłam włącznik.W całym pokoju zapanowała cisza i nagle rozbłysło potężne światło które nas wszystkich oślepiło.- Ja się nie dziwie że te kościotrupy były takie świecące jak były w tym pokoju przy zapalonym świetle.-Wilkołak zakrywając twarz rzekł. Jakimś cudem znalazłam drzwi i wybiegłam ,a cała reszta za mną.byliśmy jakby przed drzwiami.Ale przed małymi drzwiami jak......z Alicji w Krainie czarów-Słychajcie,czy wam się nie wydaje że....-Zaczęła Stace.-Jesteśmy w bajce|!-Wtrącił Wilkołak. To było prawdopodobne,po tych wszystkich przeżycach miałam wszystko jedno.-Macie racje ale mi już wszystko jedno.-|Rzekłam bez entuzjazmu.Patrzcie ciastko!-Nerbhen z szaleństwem w oczach pobiegł do stolika.Na ciastko był napis,,Zjedz mnie!Bo ja to zrobię....''-Trochę straszne,ale.....-Stace z głodu wepchnęła ciastko do buzi i wzruszyła ramionami.-Niezły numer z tą bajką-Powiedziałam.Pojęcie bajka,nie było właściwie . Powiedziałabym horror.Nagle Stace zrobiła się żółta.Potem w kropki.Nagle Skurczyła się i zaczeła cieniutkim głosikiem piszczeć.- RAtunku! Pomóżcie mi! Łeeełęee....-Biedna Stace płakała całkowicie zalewając pokój.-Co się dzieje?? Przecież.....O nie! Judasze idą!.-Powiedziałam. -Kto kłamie tu jak znut? Kto???-Zapytał Nerbhen.Nerbhen chyba już śfiruje...pomyślałam po cichu. A reszta mi kiwnęła przyznając rację.Spojrzałam w sufit a potem na ziemię.Był tam klimatyzaror w ścianie, z którego leciała woda.-Zaleje nas,co zrobić??Hepsil zaczął panikować.-Mam pomysł!Szybko zjedzcie po ciastku i przechodzimy.-Stanowczo wrzuciłam sobie ciastko do ust i się zaczeło....ze ścian zaczęła spływać krew. Szybko weszliśmy do drzwiczek i po chwili cały pokoik był zalany gęsto krwią.-Ufff...No nreszcie.Już się bałem że nie przeżyjemy.To byłaby okropna śmierć,tak utonąć w krwwi.Brrrr...! Aż mi ciarki przeszły.-Hepsil potarł ręce z zimna.-Jenyyy , jakie malownicze miejsce! Czy to ten zamek o którym mówiliście?Tej Juidoh?-Stace aż podskoczyła, bo rzeczywiscie skoro to księżniczka to musiała mieszkać w zzamku.A zamek tu był...-Tak,to tu! -Hepsil widocznie poznał to miejsce. - ZA mną!-Wykrzyknął. Wiec pobiegliśmy w stronę zielonej wody po różowej trazie do czerwonego zamku. Był piękny...jak z ,,bajki''. Na około rosło dużo róż a na zamku była flaga w lk==kształcie wesołego ludzika.-Pięknie.Że tak powiem, zacnie\.-Wilkołak nie mógł się nadziwić. Zwolniliśmy trochę bo po tym ciastku strasznie źle każdy się czuł.Postanowiliśmy że jakieś kilka dni się zatrzymamy u królowej Judoih. Ale dręczyło mnie kolejne pytanie.Ona wie co ją czeka ? Wie że gdy z nami pojdzie to czeka ją tylko i wyłącznie śmierć?! Chyba że tego no nie wiem...chce....Ale czemu?

Rozdział : 3

                       Rozdział 3: W poszukiwaniu Getty
Płyneliśmy całą noc, wszyscy rano obudziliśmy się zdrowi i wypoczęci.Na śniadanie każdy jadł, co chciał.Akurat ja zjadłam pączka i wypiłam sok.Zdążylam zauważyć jak Nerbhan pożera ostatni kęs bułki z szynką.Przeszłam się po statku, aby sie rozejrzeć. W oddali nie było widać nic, prócz wody. Getta już dawno powinna ni m się ukazać, ale może jeszcze nie jesteśmy wystarczająco blisko.-Doktorze.- Zaczełam mówić.-Nie widać jeszcze Getty, wydaje mi się że coś jest nie tak.-Dokończyłam..-Moje dziecko, mnie też się tak wydaje,bo według mojej najlepszej mapy Getta jest tuż za nami.-Odparł doktor.Po chwili oczekiwania do naszego statku zaczęły sie zbliżać inne, obce statki o fladze czerwonej z wzorem litery ,,D'' I obok litery ,,S'' . -To statki Keccolite, z litery ,,DS'' oznaczają Dostać i Stracić.-Opowiadała Stace.-Dlatego tak napisano, bo kiedyś Keccolite miała wymarzonego męża, którego wywalczyła z innymi dwoma kobietami.Była najszcześliwsza, ale tak chorobliwie zazdrosna,że straciła go. Odszedł od niej i już nigdy później go nie widziała.Teraz tłumaczy sobie że jak Dostanie coś od życia, to nie pozwoli tego Stracić.Tylko te dwie litery są dla nie jnajważniejsze.-Skończyła opowiadać Stace.- To było naprawde ciekawe Stace , s kąd ty wiesz takie rze....-Nic więcej Nerbhan nie powiedział, bo w statek uderzyła kula.Ku naszemu zdziwieniu nie wystrzelił jej statek Keccolite, lecz statek nadpływający z drugiej strony. Miał niebieską flage z literami ,,W'' ,,K''. Wszyscy zwrócili głowy na Stace. - Co jest?.-Zapytała speszona.-Jaka jest opowieść o ty statku?.=Odpowiedziałam pytaniem.- Nie znam opowieści o tym statku, co jest dla mnie też zdziwieniem.-Rzuciła.Staliśmy i nagle statek Keccolite ruszył na statek ,,WK''.Toczyła się zaciekła walka,i po chwili zrozumiałam kto jest kapitanem.-Kapitanem jest Sedney, były mąż Keccolite!-Krzykłam.-na ma racje, trzeba ich pogodzić, teraz wiem że litery,,WK'' znaczą Wciąż Kocham.Oni nie wiedzą z kim walczą.-Oznajmiła Stace.Wilkołak rzucił się na jeden statek a potem z kimś na rękach na drugi statek. Na koniec wrócił z obojgiem ludziów na nasz statek.-Keccolite, t o przecież Sedney, twój były mąż. Zrozum że litery ,,WK'' znaczą WCIAZ KOCHAM, a litery ,,DS'' DOSTAĆ I STRACIĆ.Wy się kochacie i musicie być razem!Tłumaczyłam obojgu, i wtedy wykonali po jedny geście i wtedy, oba statki przestały prowadzic wojne i działa ucichły. Jeszcze było słychać jak ktoś strzelił, a później krzyk i plusk wpadających do wody ciał.Para patrzyła na siebie i zaczeli mówić w obcym języku przytulając się.-Ten język to Loerański.Loreanie mieszkają niedaleko Getty .Może ci dwoje mogą na m=się przydać.-Słuchajcie,wiecie gdzie jest Getta.-Ochoczo pytałam.- Oni nie rozumieją, ja przetłumacze.Dorioso Heiju Desop Getta?-Pytał Loreanów Doktor.-Co im powiedziałeś?-Zapytał Nerbhan.-Zapytałem: Wiecie gdzie jest Getta?-Odparł Doktor.-Getta Deko judtyre bet plic, creblijy frim.-Keccope odpowiedziała zapatrzona w Sedneya.-Co ona powiedziała,co powiedziała?- Nakręcony pytał Nerbhan.-Powiedziała: Getta jest ukryta w skale, zaprowadzimy was.-Przetłumaczał Doktor. I już po chwili płyneliśmy z statkami.
  Po godzinie statki zatrzymały się przy wodospadzie.Sedney powiedział:- Grediu nette Gette niukle! - To znaczy: Pokaż nam Gette wodospadzie!-Tłumaczył doktor zdyszany emocjami.Przez chwile nic sie nie działo ale po chwili już wodospad się odsunął i widać było początek Getty. Domy i ludzie machali do statków, i witali wszystkich nowo przybytych, czyi nas:-Ponclui Ponclui!-To znaczy Witamy Witamy!- Tłumaczył dalej doktor, ale chyba wszyscy  zdążyli zauważyć co to oznacza. Wpłyneliśmy a Para krzyczała: Hytber solip!-Czyli: Znowu razem!-Doktorowi spodobało się to tłumaczenie. Wiwatom nie było końca, planowano na następny dzień wesele, z każdej strony byliśmy obsypani serpentynami i kolorowymi balonikami w kształcie zdań typu Ponclui, i innych podobnych.Były też stoły z powitalnymi potrawami.Tak swoją lojalność okazywali mieszkańcy Getty, swoim władcą , którzy dzięki nam byli razem.Po planowaniu hucznego wesela, przydzielono nam najpiękniejsze pokoje w najdroższym apartanencie. W tensposób chciano nam podziękować za pogodzenie pary.Bo co z państwa, w którym rządzi tylko jeden władca? Nic.Teraz to bardziej potężne państwo, przynamniej potężńiej =sze od tamtego wcześniej. Pomogłam w przygotowaniu do wesela z checią.Chciałam aby wyszło perfekcyjnie, a jeśli chcesz żeby coś było dobrze to lepiej zrobić to samemu!Przyjęcie miało odbyć się na najwyższej skale w Geccie. kale ,, Mountivor''.Ta skała była zwana jako skała bogów,ponieważ dawniej głoszono legende, o pewnym bogu który założył tam osade i był najpotężniejszym władcą na świecie.Niestety wieczoru pewnego krąg czarownic nawiedził jego sen i król umarł w męczącym koszmarze. Razem z duszą boga, z ludzi uleciały inne dusze. I tak osada boga została zniszczonna.
     -Liffani!-Krzyczał Narbhan.-Dziwne,nigdy nie był taki zły.-Ona znowu to robi.Ciekawie, powoli zapytałam-Ale co?-Liffani, ona znowu próbuje uczyć Wilkołaka sztuczek.A wiesz co jest najgorsze?Karmi go psimi ciasteczkami...Jak myślisz pochoruje się?-Nerbhen wyglądał na rozszalałego ze złości. Ja odpowiedziałam równie zmieszana, chociaż myśli miałam różne, najbardziej przejmowałam sie operacją..- Nerbhen ja tu myśle o moim życiu a ty mi sie z ciasteczkami dla psów wcinasz!.-\Zła i zniesmaczona psim przysmakiem wykrzyczałam.- Przepraszam , ale jak on sie rozchoruje,to obwiniaj oto tylko Stace.-Oburzony Nerbhen wyszedł przez ganek i nagle skoczyl i nie zobaczyłam go dłuższy czas.
  Po  południu postanowiłam wyjść z pokoju, zeskoczylam z ganku i pognałam przed siebie, słyszałam różne rozmowy i szepty  naprzykład: ........To ona.........Poświęca się dla............Oni chyba............żal bo taka młoda...........podobno , tak..........wampirka. Podsłuchiwanie szeptów przerwało mi dziwne szumienie poza Gettą. Nagle do murów Getty przyfrunął na skrzydłach chłopiec, krzycząc: Uwaaaga!! AAA!!! - Nic w tym dziwnego.-Pomyślałam.-Jedno skrzydło było spalone i właśnie miał sie rozbić gdy podlecieli inni chłopcy i jedna kobieta także na skrzydłach.Kobieta krzyczała:Hepsil!Złap się czegoś!.-W pewnym momencie zauważyłam jak Hepsil leci na mnie!Odskoczyłam w bok ale on był szybszy i już po momencie leżał ze mną w sianie.:Niezłe lądowanie,co?A tak wogóle to Hepsil jestem.-Żwawo i śmiało oznajmił.- Mnie też milo.-Mówiąc to, wygramoliłam sie z miękkiego siana.-Nazywam się Liffani.-Także z usmiechem powiedziałm.-A czego taka piękna Grolikya szuka?-Zdumiony zapytał Hepsil.-Grolikya to ....-Zapytałam.-Ohh ty nie stąd, przecież zauważyłem.Ah to znaczy panna.- Więc ja szukam potrzebnych narzędzi do operacji ponieważ muszę oddać swe serce by uwolnić świat od potworów duchów i reszty zjaw.-Powiedziałm z uśmieszkiem i zarazem po tym smutkiem.-Ej, piękna.Nie martw się bedzie dobrze.-Hepsil rozchmurzył mnie i przytulił.-Czy ja mógłbym iść z Tobą? Bo ... tytaj nie ma za bardzo co robić....sama widzisz po tym upadku w siano hehe.-Hepsil speszony zapytał.- Długo się zastanawiałam, i podjełam decyzje pozytywną.-Tak,napewno nam pomożesz.-Powiedziałam z zadowoleniem.-Tak?Serio? Oh to naprawde niesamowite, nigdy nie opuszczałem aż tak daleko Getty . Dziękuje!-Hepsil pocałował mnie w policzek i poszybował w góre.
  Szłam dalej i doszłam do gabinetu doktora Rileeya.-O!Liffani! Jak mio cię widzieć-Stace uścisnęła mnie z fałszywym uśmiechem, tak naprawde oglądając narzedzia płakała.-Was też miło, jak się spało?-Pytaniem odpowiedziałam na pytanie.-Miło , tylko że sniły mi sie okropne koszmary. Miałeś racje Wilkołak trzeba było nie jeść tych zupek z banana wieczorem.-Trzymając sie za brzuch jedną reką i obejmując mnie drugą powiedziała Stace.:-Jestem!-Wesoło wparował Hepsil.-Witaj, Hepsil!-Krzyknął Wilkołak a zaraz poźniej reszta.- To wy się znacie?-Spytałam zdumiona.-Pewnie!-Hepsil udając że nie widzi mojego zdziwienia rozglądał się wokloło aż w końcu wykrzesał:-Liffani, my poznaliśmy się juz rano. W Wilkołaka wpadłem o 9 00 , a w reszte o .... 11 34 o ile pamietam.-Wciąż sie uśmiechając powiedział.-A więc wszystko jasne, macie te narzedzia, to jedziemy.-Zaraz zaraz, a wesele? ?-Stace i Wilkołak pragneli tego wesela.Stace kochała je urządzać a Wilkołak kochał sie obrzerać.-Nie ma mowy!-Stanowczo powiedziałam.-Oj dobrze,już.-Wszyscy smutni wyszli na zewnątrz.-Słuchajcie,pojedzie z nami Julody i Nae. Czyli siostra i jej przyjaciel , siostra oczywiście Hepsila. -zaczełam stanowczo.-Zbiórka tutaj o połnocy!Musimy wyruszyć im później tym wcześniej znajdziemy pracownie z niezbędnym Fluitoidem do operacji.-Skończyłam mówić i wszyscy w gwarze rozmów porozchodzili się.-Czekaj , Liffani! - Krzyczał Hepsil.-Tak?-Pytałam.-Dokąd się wybierasz? Przecież nie znasz Getty tak dobrze jak ja.Oprowadze Cię.-Dobrze,jeśli chcesz...-Z niechecią odpowiedziałam.Lecz w duszy chciałam być sama i wszystko obmyśleć.Dotarliśmy na wielką górę gdzie nikogo nie było....Usiedliśmy a Hepsil złapał mnie za rękę i powiedział-Pocałuj mnie....Nachyliłam się i poczułam wstrząs.
 Było ciemnmo, i  po chwili moje oczy przyzwyczaiły się do widoku.Byłam w swoim pokoju,i lezałam na łóżku.Obok łóżka stało krzesło na którym spał Hepsil. W kącie stała kanapa na której spali Wilkołak i Stace razem z Rileyem. Wszyscy byliśmy w jednym pokoju i zrobiło się strasznie duszno].. Zaczeło sie gnicie......Zobaczyłam w około kilka ciał,które powoli rozpoczynały etapgnicia. Na pierwszy rzut oka mnie xemdliło a potem zaczeło zastanawiać.Co sie stało z tymi ludzmki?Kazde zwłoki wyglada moją stroy inaczej.pierwsze miały noz wbity w głowe,innne filiena całym ciele a jeszcze inne wogóle nie miały kończyn.Obrzydzona wyszłam z pomieszczenia.Szłam i szłam po orytarzu i gbiała postać przemknęła przedemną.Zrozumiałam,żeto coś co zabiło mi rodzinę wróciło po mnie.....
    Błąkałam się po pokoju i usłyszałam że ktoś idzie w moją stronę.Zirytowana wykrzyknęłam:-No dalej! Wychodź jeśli jesteś prawdziwy! Nie boje się, za dużo przeszłam żeby teraz z ginąć.!-Spokojnie podniosłam okrwawioną belkę która leżała obok mojej stopy.-Liffani? To naprawde Ty,już myślałem że Ciię nigdy nie znajde,nareszcie!-Nerbhen przytulił mnie i zaczoł ściskać.Widać bardzo się cieszył a ja dowiedziaam się,że żeczywiście nie widziałam go wtedy w pokoj pełnym ciał.-Nerbhen,co ty tu robisz?Coś białego co zabiło mi rodzinę tu łązi a ty sam się błąkasz. Ale cieszę się że cię wiidze!-Śmiechy i chichoty przrwało okropne buczenie,dobiegające z innej cześci korytarza. Nastała chwila ciszy i nagle.....Bum!Hua!Buum!Kadż!DD!FB! Ściana wyfruneła z hukiem.Gdy kurz opadł zobaczyłam Wilkołaka i Stace.- Liffani?Nerbhen?? Znalazłam was. Oh moi kochani, takk się cieszę!.Stace zafascynowana miejscem rzekła-Gdzie jesteśmy? Czyżby to jakiś cmentarz?Urodziam sie tam więc lubie cmentarze.-Ja , równie zdziwiona wystrojem odpowiedziałam.-Nie Stace,to nie cmabntazr. To labolatorium.....Wtedy wszyscy pojeli sytuację. Droga do labolatorium była tak tajna, że nikt nie mógł jej znać.Więc wszystkich  nasn uśpiono i zawieziono tu. Tylko z kąd te zwłoki....-Liffani?Co to?!-Wilkołak wykrzyknoł widzac białą postać lecącą w naszą stronę z obrzydliwym piskiem. Blada cera  wywoływała gęsią skórkę a Obrzydliwe jęki ciarki na plecach . i nie tylko na plecach. -Szybko,uciekamy!Musimy temu uciec inaczej zginiemy!.Musicie biec za mną.-Oznajmiałam pewnaa siebie. - Uważaj!-Nerbhen złapał mnie i upadliśy na ziemię.Zaraz po tym biała postać wbiła zeby w ścianę gdzie stałam wcześniej.-Dziękuje Ci,naprawde.Uratowałeś mi życie!-Uściskałam Nefbhena i przestraszeni zwialiśmy stworowi.Zdyszana Stace zaczęła spadać.Osunęły się głazy i już była w przepaści.-Mam cię-Wilkołak w ostatniej chwilii nie bedziemy mieć trupów.-Wilk0olak otarł czoło.Byliśmy w wielkim korytarzu.Jakby studni.Zaczynałam wątpić w istnienie labolatorium,no i w mioje przeznaczenie.Czyżby ktoś to uknuł? To nie było pewne, lecz były takie przypuszczenia. Długo czekaliśmy na jakikolwiek znak życia....Nagle poczułam zimny chłod nocy  i wycie.-Wilkołak! Daj sobie spokój.-Stace kopneła Wilkołaka i poszła dalej spać.-Narbhen cicho się zaśmiał i pogrążył sięwe śnie.Także postanowiłam się położyc,lecz jedna myśl mnie dręczyła.Co się stało z resztą przyjaciół.Czy uciekli zjawie??Echo odbiło się od ścian i ktoś zaczął wchodzić do studni po ścianie.-Są tu,wiedziałem!- Odezwał się znajomy głos.-Dobrze że cię posłuchałem,bo straciłem już nadzieje na jakiekolwiek życie.-Równie znajomy głos odpowiedział. - Stace,żyjesz?-Nastąpiło pytanie i grobowa cisza.-Stace!-Echo odbiło się od ścian.-Doktor Riley?Hepsil!-Swoim krzykiem obudziłam wszystkich.-Jak wam się udało uciec potworowi?-Zapytałam.-Dobrze...Więc o kim lub o czym ty mówisz?-Riley,widać było że udawał.- Nie chrzań! Wiem że wiesz,jak mu uciekliście.-Nie wierzyłam Rileyowi.Naszą rozmowę przerwał świst rozrywanego przez pioróny deszczu. Stado Martwych ludzi ruszyło w naszą stronę.Zeskakiwali pokolei do studni łamiąc przy tym swoje martwe kości lub inne narządy.- Szybko, uciekajmy stąd. Po ścianie jakoś.Szybko!-Nie wiedziałam co mówić, to była przerażająca chwila. Stace wystraszona przytuliła się do ściany i akórat wtedy uruchomiła tajne wejście do innej komnaty.-Brawo!-Nerbhen wepchał się w drzwi i pognał do środka.A my za nim. Pośpiesznie szukałam pzrełącznika.-No dalej,gdzieś tu musi być.Szybciej,szybciej....Jest!-Nastąpił huk i drzwi kamienne się zatrzasły.- Gdzie my się znaleźliśmy?-Nerbhen rozglądał się wokoło zaciekawiony stosami ksiąg i.....szkieletami w każdym miejscu. Byli przy biurku, siedziały na kanapie i wszędzie. Było zgaszone światło i nikt nic nie widział. Szkielety promieniały ostrym światłem i mazią o jaskrawym żółtym kolorem. Pokazałam reszcie żeby byli cicho.Jeden krok lub głośny odgłos mógł sprawić że szkielety się obudzą. Nerbhen nie mógł się powstrzymać zze śmiechu ale zakrył sobie rękami twarz.-Nerbhen,hihihi.Widzisz tego co leży i wącha stopy?hihihi- Stace także zaczęła sobie żartować. Ja rozejrzałam się i uświadomiłam coś bardzo ważnego.-A gdzie jest Riley?-Wszyscy na mnie spojrzeli i nastąpiła cisza...

Rozdział : 2

                        Rozdział 2: Miasto Jessterhel, Liffani i cała reszta
  Zbliżał się porank, szliśmy już bardzo długo.Chyba całą noc, która ciągła się jak wieczność.- Wampiry napewno wróciły na cmentarz, czas na odpoczynek.-Zaproponowałam nie zbyt pewna.-Masz rację-Odezwał się Wilkołak.-Musimy odpocząć, szliśmy cała noc i nie mamy już siły. Za dnia będziemy spać a w nocy wyruszymy dalej.Jeśli zostanie na m trochę czasu to wyruszymy jeszcze w południe.-Ochoczo dodał.-Nie czułam się bezpieczna nawet przy wilkołaku.Wciąż myślałam o tym, że ściga mnie zgraja wampirów, mumii i całej reszty. Miałam tego dosyć! Chciałam wrócić do domu, do jakiegoś innego domu.Chciałam żeby było jak dawniej,mama tata i Stacy.A co gorsza Straszek został w ty domu.Ciekawe czy jeszcze żyje...Zbliżało się południe, wyspanini ruszyliśmy dalej.Powili widać było szczyty Jessterhel. Jak to będzie jak oddam krew, i czy uratuje wszystkich ludzi.Wampiry,ludzi i chorych ludzi?
   Omijaliśmy znajome mi drzewa, rozglądałam sie ciekawa, bo nigdy aż tak daleko nie opuszczałam cmentarza.Teraz już nawet nie mogę o nim myśleć.Te wszystkie potwory i wampiry.Jak mogłam mieszkać tam, na cmentarzu.Na szczęście w samą porę się obudziłam, lepiej późno niż wcale.Mam cichą nadzieje że gdy dojdziemy do Jessterhel to zacznę życie od nowa.Będę znów szczęśliwa i znajdę nowych przyjaciół, nie wampiry czy duchy.Ludzie.Kiedyś uważałam ludzi za smaczny kąsek, lecz teraz czuje że jestem człowiekiem i także będe teraz bawić się ze śmiertelnymi.Ukąszenie dziewczynki sprawiło że jestem normalna,napewno zrobiła to specjalnie aby łatwiej było mnie zabić.Przecież jakbym została wampirem to nigdy by nie zdołali tego dokonać.-Stace znów krwawi, trzeba jej znaleźć coś do ucisku.-Oznajmił Wilkołak.-Już, proszę.-Odpowiedziałam podając mu Ostatnie skrawki mojej koszuli.W domu Delishi dostałam nowe ubranie więc teraz nawet jak oddam koszulkę to będzie mi ciepło.mam na sobie jeszcze kurtkę bluzę i jeszcze jedną koszulke.-jeszcze kilka godzin i dojdziemy do Jessterhel.-Powiedział zdyszany Wilkołak.-Damyradę, prawda?-Zapytałam.-Oczywiście.-Odpowiedziała Stace i wilkołak równocześnie.Szliśmy obok zniszczonego domku.Zdziwiona przyglądałam się temu miejscu.-To ruiny Hrattolaku,to takie miejsce gdzie składano ofiary bogom.-Widząc moje zdziwienie wytłumaczył Wilkołak.-Pamiętam to miejsce, gdy byłam mała przyszliśmy tu z matką złożyć ofiarę bogu obrony. Złożyliśmy krowe,nasza jedyną krowe,bo tak rozkazał mój ojciec.-Zaczęła Stace-Przez długi czas głodowaliśmy bo nie było co jeść ani pić,bez krowy nic już nic nie mieliśmy.I wtedy urodziłaś się ty, Liffani.Matka kochała cie całym sercem,uważała cię za kogoś,kto jest stworzony do czegoś wielkiego.I wiesz,miała rację.-Gdy Stace to mówiła,ja ściskałam w kieszeni pistolet promieniowy.Żal mi było matki, została najpierw pożerana przez ojca a później całkiem znikła, razem z opętaną dziewczynką.
  Robiło się ciemno, lecz teraz przyśpieszyliśmy kroku.Odwróciłam się aby obejrzeć ruiny jeszcze raz. I ujrzałam jak ktoś tam wbiega.Za pierwszym razem pomyślałam o wampirach,ale później odpędziłam tą myśl.Odwróciłam się do grupy i oznajmiłam:-Pamiętacie ruiny?Tam się coś rusza, chodźmy zobaczyć.-Cała reszta nie miała chęci, ale poddali się i poszli za mną.Rozejrzałam się po ruinach i nic nie znalazłam.Więc postanowiłam się rozdzielić.Stace z Wilkołakiem poszli w lewo, a ja sama skręciłam w prawo. Oddaliłam sie dość daleko,ponieważ ruiny były naprawde wielkie.Nagle coś za stołem do modlitwy się poruszyło.Powoli podeszłam bliżej, uważając na każdy głośny krok.Wzięłam kawałek grubego kija i ruszyłam za stół.Skoczyłam krzycząc i machając kijem na wszystkie strony i nagle usłyszałam głos.-Uspokój się, już dobrze nic ci nie zrobie.-Powiedział głos.-Wystraszona otworzyłam oczy i przestałam dziko machać kijem.Przedemną stał wyższy odemnie o pół głowy chłopak.Był zapewne wampirem, bo był blady i miał kly.Nie myliłam się.-Nikt nie może się dowiedzieć że tu jestem,rozumiesz mnie?-Zapytał równie wystraszony, i lekko rozbawiony moim machaniem kijem.-Dobrze, ale kim ty jesteś? Ja jestem Liffani, kiedyś byłam wampirem ale zostałam ukąszona przez opętaną dziewczynke.-To zabrzmiało dziwnie w moich ustach,więc nic wiecej nie mówiłam.Czekałam na odpowiedź młodego wampira.- To zabrzmiało dziwnie ale ja mam ciekawszą historię.Jestem wampirem wygnanym za wczesne picie krwi.Mam 1499 lat i uciekłem z domu bo wilkołaki zarżnęły mi rodzinę i cała moją wioske.Teraz zostałem sam i błąkam się po świecie.Fajna historia?-Rozbawiony nie wiadomo czym, powiedział chłopiec.-Wiesz co.- Zaczęłam.-To troche podobne do mnie, bo moja rodzina jest szalona.Teraz uciekamy to Jessterhel abyy oddać moją krew i uratować tylko cały świat.Aha, z moją siostrą Stace, która nie ma ręki ani nogi. ponieważ została zaatakowana przez szalone dziecko.-Także rozbawiona odpowiedziałam.- Rozumiem cię, czylli masz życie pełne wrażeń.Proszę, mogę sięz wami zabrać?-Zapytał z nadzieją wampirek.-Pewnie ,czemu nie.-Odpowiedziałam. I już po chwili szliśmy szukać Wilkołaka i Stace.
  Po ich znalezieniu, wytłumaczyłam im kim był wampirek.Nagle stanełam jak wryta,bo sama nie znałam imienia nowego przybysza.-Nazywam się Nerbhen, i pochodze ze zniszczonej wioski w Calerhoo.- Dokończył za mnie interesującą opowieść z życia.Po poznaniu poszliśmy dalej,czułam że ktoś za nami podąża więc przyśpieszyliśmy kroku.Zaczęły się góry,jeszcze tylko je przejdziemy i będziemy w Jessterhel. Góry wcale nie były łatwe, wszędzie osówały się kamyki i można było spaść jesli by się spojrzało jaki z tamtąd widok.Widok był okropny, jedno spojrzenie i leci się w dół.Ja jednak spojrzałam i prawie bym spadła gdyby nie Wilkołak.szarpnął mnie w ostatniej chwili.Wspinaliśmy si ę bardzo długo, bo już słońce zaczęło wstawać.Staram się nie zostawiać żadnych śladów, bo jeszcze wampiry mogłyby znaleźć jakiś trop.Skały, i góry kończyły się już za kilkoma kamyczkami.
  Wyszliśmy z gór.I teraz podążam z moją wierną grupą do Jessterhel.Był ranek więc postanowiłam coś zjeść i położyć sie spać do południa.Ale nie mieliśmy czasu naspanie, bo doszliśmy do danego miasta.Kierowaliśmy się różnymi znakami, dziwnymi,nieznanymi i tymi które każdy znał.Zobaczyłam z daleka dachy malutkich domków wznoszących się aż dochmur lub niskich aż do ziemi.Weszliśmy tam pewnym krokiem .Biegliśmy teraz szybko do siedziby doktorów od chorób wampiryzmu i z tamtąd do siedzimy doktorów od chorób zagrażającym światu, w skrócie.S.D.O.C.Z.Ś. Spokojnie już byliśmy na korytarzu. Jeszcze kilka razy skręciłam w prawo aby iść do toalety,na stołówkę. Po zjedzeniu i załatwieniu swoich spraw znów byliśmy na korytarzu. Szliśmy prosto aż znaleźliśmy sięprzed drzwiami S.D.O.C.Z.Ś. Wzięłam głeboki oddech, kiwnełam do reszty głową.Do Nerbhena puściłam oko bo wiedziałam że się tym wszystkim bardzo przejmuje. Weszłam nic nie mówiac.Na krześle siedział łysy doktor Shmmid w okularach jak denka od słoika i krzywo się uśmiechał.-Witam, nazywam się...-Nazywasz się Liffani, jak mniemam, przyszłaś aby oddać kreeew.-Dokończył za mnie.-Owszem, dlatego tu przyszłam.-Bezdusznie odpowiedziałam, ponieważ doktor mi się wcale nie podobał.Był jakiś podejrzany, a te jego okulary....Jak denka.Jak denka.- W każdym razie doktorze Shmmid, moge zrobić to teraz?-Zapytałam przyglądając się jego łysiźnie.-Owszem,moja droga proszę za mna.Zaprowadzę cię do doktora Rileya, który pobierze wyznaczoną ilość krwi i uratujesz razem z jego pomocą cały świat. A zaczniesz od Miasta Bladttonh, bo tam zaraza się rozpoczęła.
  Wyszłam z doktorem Shmmitem z gabinetu, rzuciłam porozumiewawcze spojrzenie do przyjaciół, które miało ozaczać żeby po cichu i niezauważenie poszli za mną.Nie podobał mi się ten doktor,więc musiałam się jakoś ochronić.Nie wiadomo jakie szydercze myśli mogą mu chodzić po głowie.Jechaliśmy windą, aż dojechaliśmy na piętro 13.Moi przyjaciele wybrali schody, przecież nikt nie mógł ich zobaczyć. No a schodami to nikt raczej nie przechodzi. Wyszłam z windy przodem a zaraz po mnie wyczołgał się z  niej doktor.Sciskałam w ręku pistolet, jakby coś miało się zaraz wydarzyć.I nie myliłam się , doktor zaczoł ściągać peruke i już po chwili przybrał postać wampira. Rzucił się na mnie prosto na moją szyje.Jego ukąszenie m-nie sprawiło by ze mnie wampira, lecz jad zabiłbymnie. Zręcznie wyjęłam pistolet,wcześniej ściskałam w ręku wiedząc że coś się stanie.Wymierzyłam w wampira, kiedyś doktora Shmmida, i strzeliłam trzy razy. Doktor zawył i rzucił się do ucieczki, i wtedy Nerbhen wziął metalową rure i przywalił nią w głowe doktorowi. On jeszcze raz zawył i upadł na ziemię, zaraz pod nim zaczęła się zbierać wielka plama krwi.-To było świetne Nerbhen!Zabiłeś tego dzikiego doktora Shmmita!-Uściskałam go i dziękowałam z całego serca za uratowanie.-Nerbhen to było bardzo bohaterskie.-Wtrąciła Stace. Wilkołak też coś dodał i wtedy zobaczyłam kamery.-Tu są kamery, wszystko zostało nagrane.-Powiedziałam jak zabita.- O tak! Może zaraz przyjedzie policja.-Zastanawiał się wilkołak.-Nie oto chodzi, a jeśli w tym miejscu kręci się wiecej takich szalonych ludzi?-Powiedziałam gasząc Wilkołaka.Zastanawialiśmy się co zrobić, i jak uratować cały świat.Muszę oddać krew, ale jak, skoro doktor nie żyje? Może znajdziemy Rileeya? Nie było co się zastanawiać. Nerbhen wział okrwawioną skrawkami doktora metalową rurke i poszedł przodem do windy.-No co? Trzeba mieć jakąś obrone, a pozatym ta rurka jest całkiem wygodna.-Odpowiedział widząc nasze zdziwione miny.-Przyznam Ci racje.-Powiedziałam biorąc do ręki Wielki miedziany pręt.W razie czego mam jeszcze pistolet promieniowy, pomyślałam.Pojechaliśmy windą w góre, aż do gabinetu doktora Rilleya.Otworzył drzwi Nerbhen, ze swoją przyjaciółką, metalową rurą. Skoczył i przeturlał się do gabinetu z szaleństwem w oczach.Wymachiwał rurką na wszystkie strony.-Nerbhen! Skończ to szaleństwo, tu nikogo nie ma.Pusty gabinet.-Wytłumaczyła mu Stace.-OPrzeciez ja to wiedziałem...-Odpowiedział wykręcając się wampirek, i całkiem chcaił zmienić temat.-Więc czego tu szukamy?-Zaczął zmienianie tematu.-Jakby nie wiedział, szukamy doktora, powtarzam mu to już drugi raz.-Skarżyła sie Stace Wilkołakowi. A ja, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu więc nagle wybuchłam. Reszta na mnie patrzała, i tylko Nerbhen zrobił to samo. Poczuliśmy się dziwnie, bo śmieliśmy się a Wilkołak i Stace patrzeli na nas jak na nie normalnych.Więc równie jak Nerbhen zaczęłam zmieniać temat.- Patrzcie, cos tam leży.-Wykręcałam się.-Co się stało z tym gabinetem? Jest tu jak po nocnej imprezie w domu Czrnej Wdowy.-Zaśmiała się Stace, iteraz zrozumiała że tylko ona się śmieje. Ponieważ ja i cała reszta bez Stace przyglądaliśmy się poruszającej sie szafie.Wilkołak zdobył się na odwagę i opworzył drzwi szafy.Wypadł z niej doktor Riley, przerażony i zakejony taśmą do mięsa.Wystraszeni gorzej niż on wciąż się przyglądaliśmy jak wije się po podłodze. Podeszłam do niego i spojrzałam mu w oczy.-Doktor Riley? Czy to pan kryje się pod folią do...mięsa?-Zniesmaczona mięsem zapytałam.-Liffani ty jesteś głupia!Przecież on ci nic nie powie.-Zaśmiała się ze mnie siostra.-Masz rację.-Zaczęłam.-Muszę poprosić.-Podeszłam do doktora i zapytałam grzecznie.-Dzień dbry, zastałam doktora Rileya?- Wilkołak i Nerbhen wpadli w śmiech.-NIe oto chodzi, trzeba mu ściągnąć tą folie z twarzy.- Mądrze powiedziała Stace.Jak powiedziała moja siostra, tak zrobiliśmy. Wzięłam nożyce z biurka i wyciełam dość duzy otwór w folii.Po pocięciu folia wyglądała jak maska.Miała dwie dziurki na oczy, jedną na nos i jedą na usta. śmiesznie to wyglądało więc pociełam to jeszcze raz.Stace podeszła i poprostu ściągła doktorowi folię z głowy.Zawstydzona zapytałam-Czy jest pan doktorem Rileyem?-Usłyszałam cichą i wystraszoną odpowiedź doktora:-Taa ta tak, to ja. Jestem doktor Redlick Riley.Do usług.-Wciąż wystraszony odpowiedział.-Jak się pan tu znalazł, i kto pana zamknął w szafie?-Pytania Stacy nasilały się.-No więc siedziałem jak zwykle po południu w szafie...Przepraszam, nie w szafie. W biurze. I wtedy do biura wtargnęła banda Wilkołaków Helssifnera, tak napewno to oni.-Tłumaczył.-Wpadli tu jak od dwóch tygodni nic nie jedzący rekin.Rozwalili mi biuro i zamkneli w szafie!Siedziałem w niej już jakieś...4,5 dni.Jedząc powietrze!-Wyżalił się nam doktor Riley.Słuchaliśmy tej opowieści ze współczuciem dla doktora.Gdy skończył opowiadać spojrzałam na Wilkołaka piorónującym spojrzeniem. On nie odezwał się chociaż chciał...-Doktorze, czymoja krew może uratować świat, i tych biednych ludzi?- To było pytanie najważniejsze.-O..-Doktor nie dokończył, bo za oknem usłyszeliśmy zbliżających się chorych ludzi, z ich buzi ciekła krew i nie mieli w oczach nic innego tylko nienawiść i chorobe.- Szybko, uciekajmy.-Rzucił Nerbhen pospiesznie.Złapał mnie za ręke i pobiegliśmy.Reszta z doktorem pobiegla za nami.Ukryliśmy się w schowku na szczotki, na samym dnie piwnicy.Było tam wyjście awaryjne,gdyby chorzy nas znaleźli.Byłam przepełniona strachem, a Nerbhen mnie uspokajał. Barzdzo mu za to dziękowałam bo bez uspokajania nie wytzrynmałabym.-Pytałaś o krew..Zaczoł doktor.-Owszem, możesz uratować tych opętanych ludzi ale to już zależy do Ciebie.Liffani.-Z żalem powiedział doktor.- Zależy od Ciebie bo...jet spora szansa że przy tej operacji zginiesz.-Powiedział grobowym tonem. Schowek na szczotki okazał się najbardziej przygnębiającym miejscem na ziemi.-Nie rób tego Liffani, ty nie możesz umrzeć!-Krzyczeli na przemian Wilkołak i Nerbhen.Stace zaczęła płakać a ja, nie wiele mysląc podjęłam się operacji. Wszyscy mnie błagali, lecz doktor i ja podjeliśmy decyzje. Coś zaczeło walić w drzwi od schowka.Zezłoszczona otworzyłam drzwi i mocno zamachnełam miedzianym prętem. Tym sposobem opętana kobieta straciła głowe, a krew opryskała mi bluze.Zostałam obdarzona spojrzeniami pełnymi podziwu, więc krzykłam:-Gotowi?!-TaAAK!!-I ruszyliśmy przez wszystki korytarze,Stace zamiast nogi ireki miała dwa badyle ale i tak była gotowa walczyc.Razem z wilkołakiem sie uzbroili i zaczeli.. Biegliśmy przez korytarze,a ludzie trwcili konczyny lub głowe.Krew splamiła cały ośrodek, lecz nie nasza.Wilkołak jednym ciosem mechanicznej piły przeciął mężczyzne na pół a następnie odciął nogi kolejnemu mężczyźnie.Założyliśmy się z Nerbhenem , kto zarżnie więcej ludzi. Zgodził się i zaczeliśmy ścigać nasze zdobycze.Pod koniec tej żeźni, podliczyliśmy punkty. Za odcięcie ucha liczyło się25p.Najwięcej zaś za odcięcie gałki ocznej 100p. Na końcu policzyam że mam 98.456p.,Nerbhen miał 89.988p.I wtedy wtrącili się Wilkołak i Doktor. Wilkołak miał 76.983p, a Doktor 45.021p.Na koniec wtrąciła się stace z 98.389p. O mały włos wygrałaby, ale nie ze mną. Cali w krwi i wnętrznościach poszliśmy dalej. Opuściliśmy Ośrodek i znaleźliśmy sięprzed wejściem do domu Doktora. Nie zaprosił nas do siebie, bo jego dom był zrujnowany. Widocznie po zdemolowaniu biura, wilkołaki zdemolowały mu dom. Wtedy znów spojrzałam na Wilkołaka z wyrzutem, a on odwrócił swój speszony wzrok.-Było super.- Stwierdził Nerbhen.-Zgadzam sie z Tobą na 100%-Odpowiedziałam, a reszta przyznała mi racje. Miasto było puste i tylko my byliśmy więc postanowiłam się przebrać.Mój pomysł był znakomity i spodobał się wszystkim.-Znam w pobliżu Extra sklep z ubraniami.Najdroższy i najlepszy,a także największy.- Rzucił doktor Riley-A więc pójdziemy za doktorem.-Oznajmiłam.
  Naszym kierunkiem był sklep,,Malisheahe''najdroższy sklep w mieście.Nie mieliśmy pieniędzy, ale przecież w mieście nikogo innego nie było prócz nas.Wpadliśmy do sklepu i każdy poszedł w swoją strone.-Ale to śliczne, są dwa kolory który wybrać-Pytała Stace-Te spodnie mi powinny pasować prawda?- Zadowolony wybierał doktor.-Znalazłem idealną kurtke.-Dumny powiedział Nerbhen.Wszyscy się poprzebierali i wychodzili pokolei z przymierzalni, ja także znalazła m świetne ubranie. Stace miała zielone spodnie,zieloną koszulkę z żabą i czerwoną bluze z napisem GREEN. Na to jeszcze w zapasie kurtka z oczami żaby. Doktor miał jeansowe spodnie i koszule z krawatem.Na to jeszcze skórzaną kurtke.Wilkołak miał biała kurtke i stylowe łańcuchy. A Nerbhen wyglądał cudownie...Wyszedł z przymierzalni, miał czarną skórzaną kurtke, pasujące okulary przeciwsłoneczne, srebrny łańcuch, kolczyk z inicjałem ,,N''.A pod rozpiętą kurtką miał Białą koszule z wiszącym paskiem i krawatem.Ale takim krawatem jakie są teraz najmodniejsze! Na końcu wyszłam ja. Wszyscy otworzyli oczy, a Nerbhen aż zdjoł okulary. Ubrałam poszarpane jeansy z szelkami i koszulkę z napisem ,,Kill You'' na to nałożyłam biała skórzaną kurtkę z arafatką w czarne znaczki. Pomalowałam się i rozpuściłam włsy. Wyglądałam na conajmniej 1800lat-To co, ruszamy?-Pewna siebie poszłam przodem.
  Koniec drogi rozpoczynał nowe miasto, a my musimy się dostać do Getty. Getta leży daleko, o wiele daleko. Był już wieczór więc baliśmy sie tylko wampirów.Ludzi to już napewno nie.Gdy nadejdzie kolejna zgraja tych roznoszących choroby świrów, znów sie założe z Nerbhenem...Czułam się troche głupio, obserwowana przez Wilkolaka doktora Stace i Nerbhena.Ale po jakimś czasie się przyzwyczaiłam.Zobaczyliśmy w oddali statek:-Jak myśle dopłyniemy nim do Getty?-Zapytał Wilkołak.- Pewnie że tak, przeciez pisze wyraźnie wielkimi, drukowanymi literami: STATEK DO GETTY.- Odparł Nerbhen.A zawstydzony Wilkołak zawstydził się i poszedł do tyłu.-Skoro nikogo w mieście niema,to kto kieruje statkiem...Raczej nikt.-Wyszeptałam.-Znam się na prowadzeniu statku, nawet tego małego.- Pochwalił się doktor.-Więc ok, doktor prowadzi.Pomyśleliście że na statku może być żarcie??- Pytała z łapczywością Stace.-Możliwe, jestem taaka głodna, i wy napewno też skoro siedzieliśmy cały dzień w tym ośrodku i zażynaliśmy ludzi, zamiast coś zjeść.-Powiedziałam oblizując się.-Nie mow o mięsie i zażynaniu bo myśle o świni, a jak myśle o świni to myśle o szynce, a jak myśle o szynce to robie się głodny i burczy mi  w brzuchu.-Nerbhan żalił mi się.Weszliśmy na statek i zaczeliśmy go obszukiwać.Pod koniec poszukiwań pokazaliśmy zdobycze.-Co masz Nerbhan?-Zapytałam.-Mam 10 jajek, kilka puszek paszczetu i 2 kartony soku, porzeczkowy i malinowy.-Dumny powiedział-A wy, Stace i Wilkołak co macie?- Pytałam dalej.-Mamy  3 duże szynki...-Nie dokończyli bo przerwał Nerbhan:- Macie szynke?? Teraz moje marzenia się spełniły, świnie zesłały nam szynke.Noech żyją świnie!!-Mówiąc to, rzucił się na plaster  i uciekł.-Tak jak mówiliśmy.-Ciągnął Wilkołak.-Teraz mamy tylko 2 duże szynki, 3 jajka, 12 jogurtów i kilka dżemów.-Chwalili się Wilkołak i Stace.Z daleka słychać było jak Nerbhan pożera szynke, ale nikt się tym nie przejmował.-Ja znalazłem 2 chleby i koktajl w butelce.-Oznajmił doktor.-A ja znalazłam chleb,kilka bułek,babeczki i pączki z czekoladą.-Także dię pochwaliłam,.-To teraz podzielmy się tym. Każdy dostanie co trzeba i schowa do torby.
 Po rozdzieleniu pożywienia doktor wziął sie za stery.-A poco my jedziemy do tej Getty?- Zapytała Stace mieląc bułkę z szynką.-Ponieważ tam znajdziemy potrzebne przedmioty do operacji moja droga.- Oznajmił doktor.-Ah tak , operacja.-Dodałam stanowczo...

Rozdział : 1

                  Rozdział 1:Stace woła o pomoc                                               Wstałam dzisiaj bardzo wcześnie,była zaledwie 22:00. Zdziwiło mnie to bo zazwyczaj śpię ile wlezie.No więc wzięłam się za śniadanie.Otworzyłam wieko przytulnie chłodnej trumny i poszłam w mrok kuchni, aby pożreć moją ofiarę, którą była ta biedna parówka.Usiadłam.W kuchni nie było nikogo, tylko odgłosy Śpiących rodziców i siostry,Stace.Moja parówka nie wydawała się zbyt żywa więc ketchupem domalowałam jej oczy i cierpiący wyraz twarzy.Jestem jeszcze za młodym wampirem aby zabijać ludzi i wypijać ich krew.Ale nie długo.....To się zmieni.Nie mam nic do ludzi, lecz muszę pić krew.A najlepszą krew mają ludzie.Każdy wampir to wie.
  Dalszej ciszy nie mogłam znieść i pobiegłam zostawiając cierpiącą parówkę na stole.Na dworze także była cisza, mama zasadziła wczoraj świeże kwiaty śmierci więc mam pięknie potworny ogród. U nas kwiaty śmierci kojarzą sie z życiem wiecznym, nie wiem czy to prawda ale tak się mówi teraz. Z daleka słyszałam odgłosy bawiących się śmiertelnych, i odgłosy kpiącego z nich Sttana. Sttan to mój znajomy kolega z ulicy. Nie żebym mieszkała na ulicy,jestem z bardzo szanowanej rodziny.On jednak nie. Pobiegł do mnie od razu po zobaczeniu że nic nie jadłam i rzekł:- Słuchaj Liffeli,w pobliżu kręci się trochę smacznych kąsków,idziemy....?.-Jego głos trząsł się, i chyba liczył na odpowiedź typu ,,nie''.-Sttan przecież nie jesteśmy prawdziwymi wampirami, to znaczy dojrzałymi, aby pić ludzką krew.Chcessz, w domu została moja parówka.-Zaproponowałam.-Nie mam ochoty.-Bez entuzjazmu odparł.-Ma cierpiący wyraz twarzy, skusisz sie??.-Prosiłam dalej myśląc o samotnej ofierze.-Nie, muszę pogadać z Twoją siostrą.Mam jej coś ważnego do powiedzenia.Chodzi o Helsiffera, to poważne.-Gdy to usłyszałam to aż zamarłam.Helsinffer??To najbardziej szanowany wampir z naszej ulicy.Jego ojciec prowadzi Zakład Pogrzebowy,,Słoneczko''.Jest bardzo bogaty.-W każdym razie zawołam ją, ok?.-Tak mu odpowiedziałam. -Bardzo dziękuje, potrzebuje jej teraz....-Odwróciłam się i poszłam w stronę domu.Gdy popatrzałam w jego stronę, znikł.Nie myślałam teraz zresztą o nim,lecz o mojej siostrze.Nie przepadam za nią, ale nie wiem co Helsiffer chciał od niej!Pobiegłam do kuchni, wzięłam parówkę z talerza i weszłam w pachnący moim ulubionym zapachem stęchlizny korytarz.Z korytarza skręciłam w zapomnianą przez moją rodzinę skrytkę.Znajdowała się między schodami a Pokojem Straszka,mojego nietoperza. Nikt nie pamiętał o tym przejściu, tylko ja. Przed wyjazdem babcia mi powiedziała o niej, i teraz tylko ja o niej wiem. Wiec poszłam z tamtąd do pokoju Stace, która już do 23:00 śpi!-Stace czas wstawać!!Dryyyńń!!.- Udawałam budzik żeby się wkurzyła.-Liffeli...Ale ja nie żyje...-Burczała przez sen i nie przez sen.- Stace Redlrick przyszedł, przyniósł si kwiaty i czekoladki.-Redlrick to Chłopak Stace, ona za nim szaleje.-Redlrick,gdzie??Liffeli on nie może mnie tak zobaczyć!Zatrzymaj go.-Od razu się obudziła haha.-Nie martw się nie przyszedł,żartowałam.A teraz wstawaj.Sttan ma do Ciebie ważną sprawę, chodzi o Helsiffnera.-Zaciekawiona czekałam na wyjaśnienia.-O niee, nie nie nie. Tylko nie Helsiffner, przyszedł tu?-Siostra wydawała się wystraszona i zła.-Nie ale Sttan chciał ci coś o nim powiedzieć.-Już wstaje, aha i nie interesuj sie sprawą moją,Helsiffnera, i Sttana. Nie pytaj o nic a wszystko będzie dobrze.-Zaspana powiedziała to, i wyszła z pokoju.-Ciekawe oco jej chodzi.-Pomyślałam.-Musze się tego koniecznie dowiedzieć, b wiem, że bezemnie moja siostra zawsze pakuje sie w kłopotty. A ze mną w jeszcze gorsze.-Liffeli, co robisz w pokoju Stace? Przecież ona Cię zabije jak sie dowie że tu jesteś.-Mama weszła do pokoju Stace,ubrana elegancko.Uczesana i wymaloiwana.-My już z tatą po porannym śniadaniu, a teraz wyjdź z pokoju siostry i wyrzuć tą parówke.Przecież ma dopiero dwa dni, jest świeża.Jeszcze się zatrujesz.-Mama jak zwykle wszystko ma pod kątrolą,ale myślę, że nie wie o sprawie Sttana,Stace i Helsiffnera.-Dobrze już dobrze mamo, przyszłam tu tylko po wiadomości...-Powiedziałam tajemniczo, a mama popatrzała na mnie dziwnie.-Jakie dziwne dzieci się teraz rodzą...-Wzdychała.- Teraz muszę iść wypytać o wszystko  tego dumnego francuzkiego Pieseczka Helsiffnera. On myśli że z niego idealny wampir, bo już w wieku 120 lat pił krew. Ja mam 1500lat i na razie nie moge ale już za rok to się zmieni.Jakbym złamała zasade i wcześniej napiła się krwi to po pierwsze, wszyscy by mną gardzili.Po drugie,mogabym umrzeć.I po trzecie,najgorsze,wygnano by mnie do krainy Harpii. Ta kraina jest okropna! Tam skazują cię na wieczne męki.I musisz cierpieć wieczność i jeszcze dłużej!!Tak, tak się dzieje z takimi ludźmi którzy nie słuchają zasad. Ale ponieważ ten pudelek jest bogaty i jego rodzice mają znajomości, pan ważny nie dostał za to kary.Wręcz przeciwnie.Pochwalono go i dostał nie istniejący medal za wczesną dojrzałość.Teraz co noc lata z ojcem i matką na polowanie na ludzi. Dopada biedne ofiary w ciemnych bramach i rowach, a ja muszę zjadać głupie parówki z ketchupem zamiast krwi! To nie sprawiedliwe.-Stace chodź na obiad, już 00:00!!-Mama zawołała grobowo spokojnym głosem. Mieszkamy Na pobliskim opuszczonym cmentarzu.jednym z najbadziej znanych cmentarzy. Jest całkiem spory, można go całego obejść w jakieś 10 godzin.Mamy dużo znajomych, ale najbliższym jest Sttan. Zna go każdy na tym cmentarzu,,Wagghiton''.Jest tu bardzo mrocznie, dlatego wiele wampirów odwiedza lub przeprowadza się tu.Nie tylko wampirów, ale inne stwory też.Jednym z nich jest Delisha. Moja przyjaciółka, która jest mumią.Ale jest bardzo piękna.Ja jestem wampirem,mam 1500 lat i jestem bardzo ładna. A ona ma 1589 lat i jest piękna! Ma blond długie, i gęste włosy z czarnymi pasmami.Jest zawsze ubrana w bandarze,ale czyste i wyglądające jak ubranie.Jest opalona i wygląda czarująco! Każdy z chłopaków mieszkających na Cmentarzu ,,Wagghiton'' Nas zna,jesteśmy najpopularniejsze. A do tego jesteśmy cheerliderkami.Delisha jest moją przyjaciółką, ale musiała wyjechać na jakiś czas do cioci w Egipcie. Jej ciocia ma ponad 785,99857lata.Ale nadal się trzyma.
  Zadowolona zeszłam na obiad, i mrugnełam porozumiewawcz do Stace, która po minie widać było że zrozumiała.-Liffeli tylko ani słowa rodzicom o sprawie z Helsifferem, okey?-Wiedziałam że to powie,po prostu przeczułam!-Ale pod jedny warunkiem.-Sprytnie powiedziałam.-Jakim, powiedz mi a zrobie co chcesz. Przecież dobrze mnie rozumiesz, jak mama sie dowie....A co gorsza ojciec....O Helsifferze to koniec!Nie dadzą mi spokoju.-Niby szeptem,niby normalnie powiedziała Stace.-Dobrze siostro, ani słówka, ale Powiedz mi oco chodzi.-Nie moge,ale pozwole ci poszperać.Możesz popytać ludzi.Moich znajomych...Ale wara od mojego chłopaka!Jego w to nie mieszałam, i nie zamierzam.-Dobrze,, zgadzam sie na taki układ.-Wymieniłyśmy się uśmiechami i po obiedzie obie wybiegłyśmy żegnając sie z mamą i ojcem.Całą drogę przez groby myślałam o...niczym.I wtedy usłyszałam piosenkę.Poza cmentarzem mała dziewczynka ludzka,jak mi się wydawało.Siedziała i śpiewała smutną piosenkę. Była ubrana w czerwony płaszczyk, i czarne buciki.Miała długie czarne włosy z grzywką opadającą na jej błękitne oczy. Była także blada. I spojrzeniem mogła przeszyć.Podeszłam bliżej aby się przyjrzeć, i wtedy zaczeła śpiewać ciszej. Chciałam usłyszeć piosenkę,więc poszłam do dziecka.Zamyślona i przejęta dziewczynka śpewaniem piosenki nie zwracała na mnie uwagi, ale wiedziała ze stoję obok.Spojrzała na mnie, a ja poczułam się nieswojo. Wciąż śpiewała jedną i tą samą piosenkę.Nie odrywając ode mnie wzroku. W końcu zmieniła kierunek spojrzenia którym było morze.Zdziwiona że dziewczynka o tej godzinie sama siedzi obok morza na skale i śpiewa. Usiadłam obok i słuchałam....Minęło wiele minut i nagle dziewczynka urwała śpiew. Popatrzała w morze, na fale i ucichła.Jej piosenka była taka:
   Gdy nikt nie patrzy panna młoda, tonie w rzece szkoda szkoda.
   Nikt o niej nie pamięta, jej twarz raz złota raz smętna.
   Jest już całkiem blada, powoli na dno opada.
   Otwarte oczy ma, chodź już nie oddycha.
   Ona już z wody nie wstanie, to tylko czekanie czekanie....
Piosenka wydawała mi się znajoma, chociaż nie wiem skąd.Tym razem po 5minutach ciszy, ja zaczęłam śpiewać.Dziewczynka także,tylko teraz po jej policzku spłyneła łza.Tylko jedna łza,nie więcej.Chociaż popłynęła łza to dziewczyna uśmiechnęła się.Tylko na chwilę bo zaraz znów była smutna i patrzała w morze.Wydawała mi się teraz bardzo zamknięta w sobie, ale nie wiem dlaczego ona jest tutaj sama. Wiedziałam że nie odezwie się pierwsza więc przemówiłam:-O kim jest ta piękna piosenka?-Dziewczynka znów przeszyła mnie błękitnymi oczyma patrzącymi na mnie z pod czarnej grzywki.Zaczęła śpiewać i kolejna łza spłyneła.Lecz po drugim policzku.Szkoda mi było jej, zaproponowałam pójście do mojego domu,lecz nadal slyszałam głuchą cisze z jej ust. Oprócz piosenki nic więcej nie mówiła. A śpiewała bardzo melodycznie, nie słychać było anie jednej fałszywej nuty, fałszywego dźwięku.Teraz myślałam tylko o niej, o jej rodzicach i o tej przerażającej piosence.Co ta piosenka miała oznaczać? Panna Młoda...Może to jej mama?-Liffani!Do domu! Już późno, jest 7:00, czas sie umyć i iść do łóżka.-Mama zawołała radośnie,ciekawe z czego ta radość?-W każdym razie gdy się odwróciłam to obłąkanej dziewczynki niebyło.W powietrzu unosiła się tylko melodia piosenki.Zrobiło mi się głupio i poszłam do domu.Tam, czekała na mnie cała rodzina: ojciec Frael,matka Zefhedda, i siostra Stace.Wszyscy siedzieli przy jednym,wielkim stole.-Nareszcie jesteś Liffani, myślałem że poszłaś na polowanie hohoho. Ale przecież to nie możliwe.Nie martw się kochanie, już niedługo będziesz polować, sama albo ze mną lub mamą, a nawet siostrą.Musisz trochę jeszcze poczekać.-Mówiąc to, mój ojciec miał w głosie strach, współczucie i zazdrość.Nie wiem czemu miałby być zazdrosny,o polowanie?-Siadaj moje dziecko, chyba nic dzisiaj nie jadłaś.-Zapytała mama.-Owszem mamo, nie zdążyłam niczego skonsumować...-Powiedziałam to, myśląc o świeżutkiej parówce polanej ketchupem.-Więc siadaj,kochanie,siadaj.-Zaproponowała mama.-Jak tam na dworze,widziałam że masz nową koleżanke.-Mnie aż zamurowało po zdaniu siostry, jak mogła nas zobaczyć na dalekiej od cmentarza ścieżce.-Zjadłam to coś, co miałam na talerzu i poszłam do pokoju. Umyta i ubrana w piżamę, położyłam się na miękkiej trumnianej poduszce.Zapaliłam świeczki i pogrążyłam się w cudownym śnie.Nie zastanawiało mnie teraz co się dzieje z resztą, mamą tatą i Stace. Byłam zajęta śnieniem o Piosence.
  -AAAAA!!!!Pomocy!Odejdź ode mnie!Aaaa!!!-Piski dobiegały z pokoju mojej Stace.Straszek speszony tym dźwiękiem schował się pod stojakiem na świece w moim pokoju.Zerwałam się z  łóżka i pobiegłam, na drodze przed pokojem mojej siostry stała ona.Opętana dziewczynka o błękitnych oczach i bladej cerze. Stała i zaczęła zbliżać się z nożem do mojej siostry.Była ubrana w nocną koszule i miała roztargane włosy.Zobaczyła mnie i ucichła, zaraz po tym zaczęła biec w moją stronę.Wystraszona uciekłam do łazienki, a dziewczynka waliła w drzwi z całej siły krzycząc na całe gardło.Strach opętał mnie od stóp do głowy.Nagle, wszystko ucichło.Nie słychać było walenia w drzwi a strach uciekł razem z dziewczynką. Wyszłam powoli za drzwi i spojrzałam na ziemie, na której były ślady krwi.Bałam się że mogło się coś stać więc poszłam za śladami.Szłam długo,aż doszłam do pokoju Stace.Nie było jej, lecz na łóżku pozostała wielka plama krwi, a na ścianie krwawy odcisk ręki. Myślałam że to koniec, że Stace nie żyje. Poszłam do pokoju rodziców i zobaczyłam na drodze cooś, czego nigdy nie zapomne. Na podłodze leżała Stace, miała drgawki i nie miała dwóch kończyn, nogi i ręki. Spojrzałam na nią i zobaczyłam okropny widok. Na miejscu gdzie nie było kończyn, wystawały flaki i tryskała krew.Stace zaczeła wymiotować krwią, i w tym momencie coś zaczęło się zbliżać do pokoju. Poczułam że wcale nie jestem wampirem i spojrzałam na moją cerę. Nie była blada,lecz całkiem opalona.Nie tak blada jak opęranej dziewczynki,lecz opalona...Teraz to było pewne, jestem w rodzinie wampirów, lecz nim nie jestem.
 Kroki jakieś osoby się  zbliżały , były tuż za rogiem.Nie wiedziałam co zrobić z Stace, jak miałam ją stąd zabrać, skoro nie miała nogi,ręki i była cała w krwi.Brzydziłam się i jedna myśl przeszyła mi głowe.Krew.Wampiry nie posiadają krwi, to by znaczyło że ja i Stace nie jesteśmy wampirami. Tym bardziej musiałam ją z tąd zabrać. Już wzięłam się w garść i zabrałam Stace z miejsca na podłodze. Wyczołgaliśmy się , a krew z oderwanych kończyn tryskała po ścianach i suficie. Schowałam Stace i siebie w moim tajnym przejściu, o którym nic nikt nie wiedział.Próbowałam jej pomóc, zdjełam szlafrok, po darłam go na kilka części i związałam nim....Odgryzione,jak mi się wydaje. Kończyny mojej siostry.W tej chwili ktoś się znów zaczął zbliżac. Stace już się przebudziła z zemdlenia, i szła teraz sama. A raczej biegła, bo wciąż uciekałyśmy przed czymś, co szło za nami krok w krok. Kopnięciem w drzwi otworzyły się, i uciekłyśmy do domu mojej przyjaciółki,Delishi.<była mumią> Otworzyła nam drzwi, a my byłyśmy całe we krwi.-Liffani, co się stało,czemu tak wyglądacie.O rany!-Strach ogarną Delishe.- Delisha,Delisha.-Zaczęłam mówić zdyszana.-Pomóż nam, prosze wpuść nas,szybko.Coś nas goni, pomóż nam prosze.-Dokończyłam równie zdyszana.-Dobrze, przecież was tak nie zostawie, wejdźcie szybko.- Już po chwili byłyśmy w domu przyjaciółki, najpierw położyłam Stace na podłodze i próbowałyśmy razem z Delishą jej pomóc.No i przypomniało mi się o rodzicach. Postanowiłam szybko pobiec do domu po rodziców, jak pomyślałam tak zrobiłam.Wypadłam jak dzika z domu przyjaciółki i w deszcz i burze gnałam do domu. Stanęłam na rozwalonych drzwiach,rozejrzałam się i wbiegłam. Było więcej krwi, i więcej plam rąk odciśniętych na ścianach.Strach znikł, a noc ciągła się bezustannie. Dach zaczął przeciekać a ja, weszłam do pokoju rodziców. Odkryłam kołdre i ujrzałam ojca. Zjadał wnętrzności matki, i spojrzała na mnie dziko. Miał jasno błękitne oczy i szalony wyraz twarzy.I wtedy zrozumiałam. On jedyny w naszej rodzinie był wampirem. Nie wytrzymał już i pożarł własną żonę,aby zaspokoić głód ludzkiej krwi. Matka wydawała tylko odgłosy zarzynanego zwierzęcia, i ostatnim tchem patrzała jak jej mąż zjada ją od środka. Ostatnimi słowami złapała mnie za piżamę i szepnęła:-Otwórz szufladę na samym dole...-  Umarła pożerana przez ojca.Nakryłam ojca i matkę spokojnie kołdrą i spojrzałam najpierw na moją piżamę, która była okrwawiona przez ręke matki, a później spojrzałam na szufladę o której mówiła mama. Otworzyłam ją i zajrzałam co jest w środku. Wyjęłam z niej pistolet  o promieniach słonecznych. Jedyna broń na wamiry.Mama wiedziała co robi żeniąc wampira, i mieszkają =c na cmentarzu pełnym stworów i wampirów. Strzeliłam w ojca i usłyszałam pisk, ojciec speszony uciekł.Próbowałam go gonić ale nagle odwróciłam się i zobaczyłam dziewczynkę.Śpiewała  piosenkę.Krew leciała jej przy tym z buzi i z otwrtymi ramionami szła w moją stronę.Strzeliłam kolejny raz, i dziewczyna wpadła w szał.Rzuciła się na mnie i wgryzła mi się w szyje.Stzreliłam jeszcze raz, i ucichła. Usiadła przy mojej mamie i powoli, a sprytnie poczęła wyjadać jej oczy.Flaki i całą reszte.Nie mogłam jej na to pozwolić, więc strzelałam cały czas. Otworzyłam oczy i jej już nie było.Równie dobrze, nie było też mamy.Zostały tylko ślady krwi. Zziębnięta i wściekła wróciłam do przyjaciółki.Szłam drogą, nie było żywej duszy na ścieżce. ie wiedząc co robie zaczęłam śpiewać piosenkę dziewczynki.Wydawało mi się że smutek i rozpacz opętały cały cmentarz.Teraz, pierwszy raz poczułam że tu nie pasuje.Że rzeczywiście nie jestem wampirem. Jedno jeszcze pytanie mnie martwiło, gdzie jest mój ojciec? I jak mógł zrobićto mojej matce? To dwa pytania, ale ważne jak dla mnie.
  Stanęłam przed drzwiami i spojrzałam na siebie.Przeczesałam ręką włosy i weszłam do domu Delishi.Nie było tam również nikogo.Ale już za chwile usłyszałąm w kuchni dźwięk czajnika, gotującej się wody. Obok stały dwie szklanki z porzeczkową cherbatą. Wyłączyłam gaz i zalałam cherbate. Nikogo nie było do okoła.Byłam sama? Przeszłam się po całym domu i w końcu znalazłam Delishe.Siedziała sama,na podłodze obok leżała Stace. Delisha śpiewała opetaną piosenkę i płyneły jej przy tym łzy po policzkach. Wydawało mi się przez chwile że Stace nie oddycha.Ale lekko się poruszała. Piec był rozpalony, palił ię i palił. W środku coś było....Zbliżyłam się i ujrzałam tam palące się zwłoki. Nie pytałam o nic,bo już nic nie rozumiałam.Zabrałam Stace z rąk Delishi, a ona skończyła śpiewać i wybiegła z domu. Poszłam za nią, biegłam aż znalazłyśmy się nad morzem Bllindhous.Ona spojrzała na mnie zaśpiewała i wskoczyła do morza. Stace wyczołgała się z domu, i chciała skoczyć za nią.Lecz nie pozwoliłam jej, wiadome by było że się utopi.Utopi...W tamtym momencie nie wiele myśląc skoczyłam za Delishą. Wyciągnęłam ją z wody i ocuciłam. Do drzewa gdzie byłyśmy ja i Delisha przyczołgala się Stace. A zaraz po niej banda wampirów, o szalonym wyrazie twarzy.Z buzi ciekła im krew i wyglądali okropnie! Wyjęłam pistolet i zaczęłam strzelać.Przybiegł do nas jakieś dziwne zwierze, które okazało się być wilkołakiem.Wsiadłyśmy na niego i pognaliśmy gdzieś w las niedaleko cmentarza.Wilkołak nie był tylko głupim zwierzęciem, potrafił mówić , i miał swoje zdanie.Wytłumaczył mi skąd się wzięłam i o co w tym wszystkim chodzi.
 Zaraza Bladttonh zarażała wszystkich aż doszła na nasz teren.Zarażają się nią nie tylko ludzie, ale i reszta umarłych.Ja byłam na tyle silna że przetrwałam, i nie odpadły mi żadne kończyny, ani nie ciekła mi  z buzi krew.Jestem poszukiwana przez wszystkich ludzi,i potworów.Moja krew jest najważniejsza i jeden jej łyk może uratować 1000ludzi żywych i nie żywych.i właśnie dlatego poszukują mnie wampiry. One nienawidzą ludzi, chyba że do skonsumowania.A krew żywych ludzi jest dla nich najważniejsza. Chcą mnie zabić aby uzyskać krew. Muszę się udać do Jessterhel, aby oddać krew doktorowi Colpewssa, bo z niej powstanie odtrutka dla wszystkich ludzi.wampiry otoczyły nas z każdej strony i musieliśmy coś zrobić.Wszystkim rozkazałam uciekać, a sama zostałam i wyciągłam broń.Zestrzeliam wiele wampirów, lecz zaczęło się ich zbierać coraz więcej.Poddałam się, i dołączyłąm do uciekającej grupy. Biegliśmy przez całą noc, aż nastał ranek.Nie bałam się słońca bo przecież nigdy nie byłam wampirem....